... i przez to nienadążanie trochę mi się posypało! Z odwłoka! A dlatego, że jak przed moim wyjazdem na Marsz przyjechali Wejherowiacy, to zaraz zabrali się za moją rehabilitację. Było nieźle, ale do czasu, czyli coś mi nie wyszło, coś pod koło rowerowe się dostało, mózgownica zwariowała, i.... na całe szczęście, podłożyłam przedramię lewe. Na drugi dzień było lekko fioletowe. A na trzeci, gdy już wyjeżdżali, było baaardzo fioletowe z obrzeżami z czerni. Na całe szczęście, była u nas pogoda niezbyt ładna, więc zasłoniłam rękę długim rękawem bluzki. Mając kilka tygodni wcześniej opłaconą wycieczkę po pałacach i dworkach Kaszubszczyzny, nie zrezygnowałam. Szkoda forsy! Nazajutrz, po powrocie pełnym zachwytów, zaliczyłam także Arboretum w Wirtach, i Ogrody Pokazowe we Franku. Następne posty będą w tych tematach - obiecuję! :-)))
A ponieważ lewa ręka pobolewała niezbyt, więc nie odpuściłam sobie Stolicy. Marsz był przeżyciem nie do opisania, kto był, ten wie, a kto nie, niech żałuje!
W międzyczasie Progenitura ustaliła, że zrobi porządek na moich włościach. Wymalowali, jak co roku, deski na tarasie, prócz tego stanowisko zwane piwnym ( w czasach, gdy był z nami Ślubny, odbywały się nań piwne biesiady i wesołe podśpiewywania ) także dostało nową farbę. A ponieważ w czasie zimowej zmiany naszej ulicy z "belejakiej" na utwardzoną, nie wszystko poszło jak należy, Zięciu zobowiązał się do poprawy miejsca, gdzie zaplanowałam podrzucanie pojemników na odpady, co oczywiście zostało zrobione. Zabrakło tylko czasu na podcięcie ogromnej tui, która zaczęła mi trochę przeszkadzać. Tymczasem przyroda nie próżnowała, i zaczął się czas kwitnienia czarnego bzu! Dopiero dwa dni temu znalazłam czas, aby pojechać w sobie znane miejsca, Efekt - cztery litrowe butelki syropu. Następnych pięć też czeka na zapełnienie. Czekają także kwiaty dzikiej róży, i czas na nie, bo za chwilę przekwitną, i jak wtedy delektować się pączkami w karnawale, gdy różanego nadzienia zbraknie? I zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że nie mam na nic czasu? A Wam nie ucieka?
Oi ucieka, wciaz boleje, ze mi go brakuje. Mam mnostwo planow, a nie ma kiedy realizowac, wypraw niestety tez brak (czekam na relazje palacowe). Ladny kacik, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńRelacje pałacowe będą najszybciej, jak się da. Wiele miejsc pięknych, wartych pokazania, i tego, jak zwykli i niezwykli ludzie potrafią zmieniać świat! Ciut cierpliwości ! :-)))
UsuńNo znów gdzieś glebę zaliczyłaś.Uwazaj kochana.Młodzi pieknie porobili.Co z tym czasem ? Nie wiem, nie mam już działki ale czas nie wiem kiedy i gdzie pomyka w siną dal.U mnie pylił rzepak i sosny, parapety wiecznie żółte.Buziole.
OdpowiedzUsuńCo ja poradzę, że próbuję? Wiem, może powinnam odpuścić, ale jutro jadę z Córką - Wiewiórką z rowerem do naprawy, bo faktycznie przeskakiwał łańcuch. Może za długo stał ten rower bezużytecznie?
UsuńPylenie chyba się dopiero skończy, jak popada. Ale tak mocno, a nie mżawka!
Czas biegnie jak szalony, wypełniona każda minuta. Zazdroszczę tych soków z kwiatów bzu, jeszcze nigdy nie robiłam, tylko co roku zachwycam się, gdy widzę w innych kuchniach takie pyszności. Mnie udaje się jedynie czasami zrobić sok z owoców bzu.
OdpowiedzUsuńWspółczuję upadku, mam nadzieję, że już wszystko dobrze <3
Pozdrawiam najserdeczniej, Agness:)
Robisz tyle wspaniałych rzeczy, więc syrop z kwiatów czarnego bzu jest w sferze Twych możliwości, tym bardziej, że korzystasz z niego( ja też robię przeciery lub dżemy ). To bardzo prosty i niezbyt pracochłonny przepis. Polecam! Jak się zdecydujesz of course! :-))))) Pozdrawiam ciepło!
UsuńAnusiu, czas pędzi jakby zwariował już do końca! Uważaj na siebie i nie szalej, znów się poobijałaś :( Ale energii to Ci zazdroszczę, ja ją mam napadami, raz mi się nic nie chce, raz wpadam w amok. Wczoraj obcięłam cały mały bez (lilak Meyera), kwiaty i mnóstwo gałęzi, bo on rośnie bardzo szybko, nadaje się na żywopłot jak ktoś potrzebuje.
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana :)
To moje wiercipięctwo pewnie kiedyś mnie pokona, ale co ja mogę, że mnie tak nosi???? Wszak każdy dzień może być ostatnim. Przecież jeszcze tyle wszystkiego do zobaczenia, cudowności, i ech, wzdech, ultramaryna!!! A lilaka bym przytuliła, nawet mam miejsce! Tylko jak go przeflancować? :-(
OdpowiedzUsuńTe wszystkie rewelacje już znam z pogaduszek przy winku ale i tak przypomnę : uważaj na siebie Kochana. Cieszę się , że pudełko się podoba. Buziaki.
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę, naprawdę! Tylko co ja mogę, skoro wedle mej Babisi zawsze miałam pieprz w tylnej niewymownej? :-)))))
OdpowiedzUsuńPudełko jest przecudnej urody, a kuchnia z nim jakby nabrała sznytu!
Pozdrawianki piękne dla Was!
No to muszę zmajstrować coś jeszcze do kompletu. Buziaki.
UsuńNie spiesz się, przecież ja też muszę coś skombinować nowego. Serdeczności posyłam!
UsuńUcieka ten czas i to jak szalony! Aż szkoda, że tak szybko mija i warto go łapać w takich fajnych chwilach, jak spotkania, czy podróże.. Koniecznie musisz naprawić rękę, zanim dalej zaczniesz szaleć. Zdrówka, żebyś się mogła cieszyć tym odnowionym otoczeniem swojego MBD :))
OdpowiedzUsuńZ ręką jest ok. To tylko stłuczenie, a po krwiaku nie ma śladu! Akurat wróciłam z III pomorskiego Dnia Aktywności seniora. Gardło mi ochrypło! Od śpiewów, przyśpiewek, skandowania i kibicowania! :-))))
UsuńPozdrawianki serdeczne!
Widzę, że nie odpuszczasz. Podziwiam! Pijesz ten sok? Jakoś nie pijamy soków. Robiłam i z czereśni i z mirabelki i ze śliwek. I stoją. Nie ma chętnych. A od zapachu kwiatów chyćki (czyli czarnego bzu), które leżały w kuchni i czekały na moje "natchnienie", tylko mi się mdło robiło. Nie lubię. I niechby był ten sok najzdrowszy, to sie do niego przymuszać nie będę. Zrobiłam w końcu z tych naszych baldachów (rosną u mnie) nalewkę. Ponoć 40 kropel dobre przy przeziębieniu. Tyle dam radę wypić ;)
OdpowiedzUsuńJuż mi się nie chce robić przetworów, dzieciaki z łaski coś wezmą. Dawać i prosić to dwa grzechy, jak mawiała moja mama.
Jezioro masz piękne o każdej porze :) A spotkań towarzyskich - "zazdraszczam" ;) I dobrego zięcia też :) Póki jest A. , to moi synkowie niechętni do pomocy ;) Dużo zdrowia dla Ciebie Aniu!
Pozdrawiam serdecznie!
Ten sok tylko piję w okresie jesień - zima, z herbatką oczywiście. Ale też niedawno dostałam od zaprzyjaźnionej koleżanki suszone kwiatki czarnego bzu. Herbata z nich dla mnie naprawdę debest!
UsuńOczywiście każdy ma swoje smaki, i nie zawsze pokrywają się one z innymi. Przetwory robię dla samej siebie. Wystarczy mi po 5-10 małych słoiczków na cały sezon od jesieni do wiosny. Generalnie, prawie nie używam cukru, z wyjątkiem właśnie dżemów. Poranne śniadanie z maślaną bułeczką i "własnorobnym" dżemem, to małmazja dla mnie. Oczywiście od święta, czasem raz na tydzień, czasem raz na miesiąc! A Progeniturę zagonić do roboty, to masakra, która też jest mi dobrze znana!
Pozdrawiam serdecznie!
Melduję się i pozdrawiam Fusilko.Przeczytałam, nic dodać,nic ująć, po prostu jesteś zuch.
OdpowiedzUsuńMeldunek przyjęty z radosnym uśmiechem!
OdpowiedzUsuńCały worek serdeczności podrzucam! :-)))))
Napiszę, że czas ucieka jak wściekły, nakręcony zając. Nie da się go dogonić. Nie rozumiem. Może to jednak problem głowy człowieka a nie czasu jako takiego? Ale raczej niemożliwe, że wszyscy zwariowaliśmy jednakowo? Bo coś mi się wydaje, że problem jest uniwersalny. Tak więc fakt jest, natomiast przyczyna też umyka.
OdpowiedzUsuńDworki i ogrody! To musiała być przyjemna wycieczka.
Pozdrawiam!
A,a,a , to z wiekiem przychodzi! Chyba? Przestałam się nad tym zastanawiać, bo specjalistką w tym względzie nie jestem! Ważne, że jeszcze jakoś udaje mi się kulać. :-)))))
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę!
Dzieje się u Ciebie, dzieje, jak nie jedno, to drugie, raz lepiej raz gorzej, ale mam wrażenie, że u Ciebie to norma. :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, by zawsze kończyło się dobrze.
A czasu już nie gonię, bo go nie dogoni i w sto koni.
Czas robi swoje, a my róbmy swoje, chociaż często brakuje mi go, gdy potrzebny.
Piękne fotki dałaś do nacieszenia oczu. :)
Pozdrawiam ciepło.
Widać taka moja uroda! :-)))) Czas tylko popędza, i tyle. Nie zawsze z nim się udaje cokolwiek, ale na szczęście nie muszę go gonić! Powoli "też szafuje"! :-))))
UsuńSerdeczne pozdrowienia i furę uśmiechów ślę!
Dobrze, że ręka się już zagoiła bo miałam krzyczeć, że nie pokazałaś tego swoim gościom. Jestem bardzo ciekawa czy z czarnego bzu, ale naprawdę czarnego Black lays Ewa, czyli czarna koronka, też można robić te wszystkie soki i przetwory. Muszę poszperać. Podziwiam Cię za tę chęć do aktywnego spędzania czasu i do zapału do pracy.
OdpowiedzUsuńPiękne masz okoliczności przyrody, nawet podczas pylenia...
Serdeczności.:))
Jak się samemu zbroi, to nie ma to tamto - należy schować to, czego nie powinna Progenitura wiedzieć! :-)))))
UsuńInternety mówią, że ten czarny bez Eva, o którym piszesz, można wykorzystać jako surowiec leczniczy po całkowitym dojrzeniu: do produkcji soków, win i nalewek. Co do kwiatów nie doczytałam się!
U Ciebie Fuscilo jest tak intensywnie, że aż głupio mi, że u mnie tak mało się dzieje. Cieszę się, że z ramieniem już lepiej, bo z opisu wynikało, że naprawdę nieciekawie to wyglądało...
OdpowiedzUsuńU Ciebie się mało dzieje????? W życiu bym tego tak nazwała. Ty i siła Kobiet, to jedno!
OdpowiedzUsuńWiele dobrych myśli Tobie posyłam!