piątek, 29 kwietnia 2022

PRAWIE JAK W PEERELU !

Z biegiem czasu człowiek przestaje się denerwować, niespecjalnie ma pretensje do świata, nie mówiąc o ludziach, słowem część tego, czego nie można normalnie ogarnąć, "zwisa mu swobodnym dżordżem"! Niestety, życie od czasu do czasu potrafi zaskoczyć, i chcąc nie chcąc nerwy stają na baczność!

A było to tak! Trzy dni temu się zdarzyło - na spacer się wybrałam. Było słonecznie, prawie bezwietrznie, słowem "cud, mniód i ultramaryna", zatem naszło mnie, aby zadzwonić do warsztatu samochodowego i ustalić termin przeglądu, a także przy okazji wymiany płynu  w klimatyzacji oraz opon na letnie! Rozmowa była krótka, bo jestem tam stałą klientką, i pan Mechanik już wie, co ma robić.  Po trzech minutach było po rozmowie, a ja zauważyłam, że ktoś w międzyczasie do mnie się dobijał. To dryndłam. Zajęte! Przez 10 minut dobijałam się ja , i nic, zajęte. A potem przez 5 godzin, co pół godziny wydzwaniałam, bez żadnego odzewu. Ciśnienie mi się podniosło tak, że klękajcie narody! Pół nocy nie spałam, rano czekałam jak na zbawienie na godzinę ósmą! Dzwonię, o dziwo odebrano, przedstawiłam się, i ...... usłyszałam, iż dlatego, że nie odebrałam telefonu, zaproponowano komu innemu mój termin rehabilitacyjny! Myślałam, że wyjdę z siebie!!! Bo jak to tak, to ja przez kilka tygodni mam "warować" przy telefonie do południa, by szpitalni mogli mnie zawiadomić, iż szczęściem moim jest zaproszenie na zabiegi, które mi się należą, jak psu miska! I to nieważne, iż przez całe życie płacisz na enefzet, prócz porodów dwóch nie korzystasz z żadnych świadczeń, a gdy prawie jesteś w połowie siódmej dziesiątki, robią ci taki numer! Zatem możecie sobie wyobrazić, na jaki poziom frustracji weszłam!

Zadzwoniłam do Braciszka, bo nie ma to, jak bratnia dusza, której możesz się wyżalić! Wytrzymał wszystkie "joby", które mu zaserwowałam, i po których mi ulżyło! I aby nie było nudno, w trakcie naszych gadek, znowu widzę numer ze szpitala! Rozłączyłam się, i co usłyszałam? Kto zgadnie? Tak, tak, tak! Zaproszenie na kilkutygodniowy turnus rehabilitacyjny!!! Mam się stawić zaraz po majowym święcie, czyli czwartego maja! Uffff! Zatem się szykuję! Najważniejsze, że w bibliotece nauczono mnie obsługiwać aplikację potrzebną do słuchania lub czytania audiobooków! Dla mnie to akurat abrakadabra, bo zawsze szelest kartek prawdziwej książki był dla mnie najważniejszy! Ale przecież człek przez całe życie się uczy, c`nie? No, to teraz przede mną świąteczno - majowe spotkanie z Rodziną, bo wymyśliłam sobie, iż skoro mnie nie będzie prawie miesiąc, to... Urodziny Córki-Wiewiórki oraz Wnuczki będą u mnie! W planie jest jeszcze wypad z Koleżusią, to może jeszcze uda mi się przed wyjazdem z Wami podzielić wrażeniami!

A teraz trochę Wiosny u mnie! I w okolicy!










piątek, 22 kwietnia 2022

NO, TO PO KOLEI !

Jestem jak wiecie, leniuchem! I jak mogę sobie odpuszczać to i owo, robię to bez żadnych wyrzutów sumienia! Tym razem padło na salon. Sprzątnęłam, i owszem, ale o dekoracji świątecznej nawet nie chciało mi się myśleć! Zimno nań nawet przy włączonym kaloryferze, bo wielki, nie będę się umartwiać!  Ważna dla mnie była "górka"! I wszystko nań przeniosłam, czyli zagospodarowałam tu i tam karteczki świąteczne, stare ozdoby, nowsze ozdoby, a nawet zazdrostki , które kiedyś zawsze tylko na dolnych oknach były wieszane!  









Świętowałam u Córki-Wiewiórki. Nie napracowałam się przed tym, bo co to za praca wykonać tylko pasztet - a wyszedł mniamuśnie bardzo, bardzo - i mazurek coroczny, niewiarygodnie słodki! Jedzonko było bardzo smaczne, co nie tylko ja orzekłam, ale i Synek-Muminek. Potem słodkości i przepyszny ajerkoniak córczyny! Późnym popołudniem wróciłam we własne pielesze! Porobiłam parę ćwiczeń, bo przecież to ważne, i nie wolno odpuszczać, a potem powędrowałam grzecznie do łóżeczka, i po godzinie spanka obudziłam się z niewiarygodną zgagą! Czegoś takiego nie doświadczałam chyba wcale, a paliło mnie w trzewiach, jakbym tam ognisko miała, "cy cóś"! Masakra jakaś! I doszłam do wniosku, że to wina Córki! Bo przygotowała tyle pysznych mięsnych pyszności, a ja przecież od przeszło roku z mięsem mam mało wspólnego, o kiełbaskach nie wspominając! I gdyby nie mleko, które miałam w lodówce, nie wiem, czym by się to wszystko skończyło! Dotrwałam do rana, ale potem cały dzionek spędziłam w pościeli, oczywiście co jakiś czas raczyłam się mleczkiem! W sumie? Było nieźle, bo czemu nie? I nawet Córcia nie miała wyrzutów sumienia! Usłyszałam tylko małe co nieco, że przesada, bo nie tylko jedzeniowo niezbyt teges, ale na wizus - starość postępująca! Tu mi podniosła  ciśnienie, ale co się będę martwić, ja się sobie podobam, i tyle!





A potem , jak zawsze! Co kilka dni Pan Fizjo mnie maltretuje! Ostatnio zgłosił , że za bardzo się przywiązałam do kuli, i sugerował, bym o niej zapomniała. Co było robić? Spróbowałam, i nie było tak źle! Nawet powiem, że bardzo dobrze. Bo dzisiaj na ten przykład, po raz pierwszy odrzuciłam wszystkie przyrządy, i podreptałam prawie 3 kilosy .





Nie powiem, że było super, ale dałam radę. Dopiero na końcówce, przy schodzeniu z górki, było nieciekawie. Tak jak później na niezbyt długim odcinku pochylonego chodnika! Ale reszta to już betka była! Bo nawet mnie nic nie bolało, ale jakiś tam dyskomfort jednak był! W ciutkim procencie!
A za chwil parę dostałam  na zapęd, i zabrałam się za porządek w domku gospodarczym. Poszło jak z płatka! Dziwoty zatem żadnej nie ma, skoro jestem pełna podziwu dla moich kończyn, i dla samej siebie, of course!
Zapomniałabym! Udało mi się dodzwonić do szpitala, w którym mam mieć rehabilitacje! Info dostałam takie, że najprawdopodobniej zostanę poinformowana o przyjeździe do nich na koniec kwietnia, albo w maju! Super, nie!!!??? To będzie bardzo ciekawe doświadczenie jak mniemam! Hi,hi,hi!
A teraz muszę zająć się blizną, czyli tak jak zawsze, dwa razy dziennie wykonać masaż, a potem potraktować maścią z drobinkami złota! To najbardziej pilnowana przeze mnie sprawa, ale jest efekt, coraz bardziej jej nie widać! Blizny of course!


wtorek, 12 kwietnia 2022

TROCHĘ WIOSNY!

Prawie cały ubiegły tydzień siedziałam w domeczku. Pan Fizjo był u mnie tylko raz, aby upewnić się, czy za bardzo nie "fikam"! Na całe szczęście, pogoda była belejaka, to i nic nie kusiło specjalnie! Oczywiście, nie obyło się bez wieczornych, niezbyt długich przechadzek.  





Przy okazji skończyłam dziergoty wielkanocne, które już powinny być u adresatów. Przeszukałam też trochę internetu, aby znaleźć coś fajnego do zrobienia dla Progenitury. Trafiło na drób! Poniżej - się suszy - drób oczywiście - potraktowany ługą. Dorobiłam jeszcze dwa koszyczki, wyłożyłam je siankiem z pociachanej krepiny, i teraz kurki poczekają na śniadanie wielkanocne, i swoje kieliszki do jajek !


Wczoraj zaś pan Fizjo zmaltretował mnie okrutnie, ale chyba jest tego niezły efekt, bo dzisiaj czuję się prawie jak nówka nieśmigana! I nic mnie nie boli! I już prawie mogę usiąść na rowerze! I szok, i  nie będę zapeszać! Trochę sińców na podudziu, to przecież pestka! W piątek mam zapowiedzianą powtórkę z rozrywki! 
A ze szpitala nadal nie ma wiadomości, kiedy pojadę się rehabilitować pooperacyjnie! Chyba prędzej pan Fizjo mnie postawi do pionu!
Za to dzisiaj umyłam jedno duże, i dwa małe okna! Brawo ja! Nie cierpię przecież tej czynności! ;-)