wtorek, 15 lutego 2022

POWOLUTKU DOCHODZĘ DO NORMY!!!

 Ufff! 

Jakoś leci, tyle tylko, że bardzo, bardzo wolniutko! Ale tak trzeba, tak należy, bo inaczej będzie buuum!   

A zaczęło się miesiąc temu. W szpitalu na granicy dwóch województw: pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. Ja pośrodku, zgodnie z wolą mego ortopedy, który do tej drugiej części przynależy! Styczniowej niedzieli zabrał mnie Synek do tego szpitala, potowarzyszył w triażowych przepychankach, a ja potem dotarłam na oddział ortopedii, do babskiej sali. Bardzo wąski pokój, w nim 4 łóżka i 4 szafki, z których każde przynależne było do tych kilku pacjentek. Zaraz przybiegły pielęgniarki pobierać co się da, wenflony sadowić, wywiady przeprowadzać, itp, itd. Cienki obiadek dali, potem kazali odpoczywać, i ani się spostrzegłam, jak zawieźli mnie na salę przedoperacyjną. Oczywiście znowu to samo, czyli dokładać to, co brakuje, np. cewnik, potem tabletki na spanie, na ból, i nie wiadomo co jeszcze. A rano "głupi jaś"! Na sali operacyjnej zimno jak w przeręblu, przed oczyma jakaś przegroda, a potem.... to już nie pamiętam, a jak coś mi pod kopułką świtało, to jakiś nieokreślony ból i kołędzenie w głowie. Obudziłam się w sali pooperacyjnej i to było coś dziwnego, czyli dzień bez dnia, noc bez nocy i ból, i rwanie w nogach, i czort wie co jeszcze. Ale rano w miarę normalnie - noga była, nie była, nie wiem, coś ciężkiego raczej! Przetransportowali mnie na moją salę. Dali tabletki na po i na spanie, potem jakieś obiadowe coś, czyli niewiadomoco, zaczynało mnie boleć i strasznie chciało mi się siusiu! Przyszła pani od fizjo i zaczęła mnie pionizować. Gdyby nie "myk", który mi sprzedała, nie wiedziałabym, jak tą operowaną kończynę w ogóle poruszyć! Ale się udało, i o dziwo, następnego dnia już sama tuptałam po korytarzu oparta o balkonik. Na następny dzień były już kule i chodzenie po schodach, co nadzwyczaj dobrze mi szło. Rana też dobrze się goiła, wszyscy zadowoleni, łącznie ze mną, i oczywiście panem doktorem-Operatorem! 

Przyszedł czwartek, i dostałam wypis. A w nim nakaz wyciągnięcia szwów za 10 dni, wykonywanie zadanych ćwiczeń 2 razy na dzień, i kontrola w połowie marca. Sprawa rehabilitacji jakby nie istniała, czyli sama sobie załatwiłam terapeutę na miejscu, a poszpitalne reha, to cierpliwe czekanie na wolny termin, ot tak coś koło trzech miesięcy! To czekam, a w międzyczasie - wesoło. Po zdjęciu szwów ( staplery, czyli metalowe, które może zdjąć wyszkolona pielęgniarka w obecności lekarza), po dwóch dniach z opatrunkiem, okazało się, że jeden z nich sobie tkwi w bliźnie. To był hardkor do sześcianu! Na miejscu nikt nie chciał się podjąć ( zrobili w S. tam należy jechać), prywatni chirurdzy nie do załatwienia na cito. Jedno szczęście, że Zięciu ma na SOR kuzyna, to późnym popołudniem pojechaliśmy i w trzy sekundy ten metal był wyciągnięty. Prawie w ostatnim momencie, bo od rana zdążył się wymościć tak, że ledwo go było widać! Jednym słowem nerwówka jak się patrzy! 

Na całe szczęście przyjechał mój najmłodszy Braciszek, który roztoczył nade mną opiekę, tak jak dwa lata temu przy artroskopii lewej nogi! Dziecka odetchnęły, bo każde z nich pracuje w firmach eksportowych i urlop to marzenie ściętej głowy, albo tylko 2-3 dni, a potem znowu harówka.  Zatem superaśna sprawa. Mogę sobie trochę pomarudzić, podąsać, powymagać! Będzie ze mną jeszcze do połowy marca, zanim nie pojadę na wizytę kontrolną, czyli razem półtora miesiąca. Farciara jestem!!!

Mój Fizjoterapeuta zna mnie już jak zły szeląg z czasów poatroskopijnych, ja zresztą jego też. Fantastycznie nam się współpracuje! Przychodzi co trzeci dzień, muszę mu pokazać jak ćwiczę to, co miałam zadane, potem przerabiamy nowe , a na koniec bierze się za moją nogę: ugniata, miętosi, w różne strony przywodzi i odwodzi, czasem mam ochotę wyć, ale zaciskam zębiska, bo wiem, że to dla mojego dobra!


dzień pierwszy po wymianie stawu kolanowego

dzień piąty



dzień wczorajszy!

Nie jestem jeszcze nawet na półmetku, ale mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, i będę mogła sobie "skikać" jak  należy! Oby! Bo gdyby wszystko skończyło się dobrze, to bez dwóch zdań - z lewą nogą też zrobię porządek!

I jeszcze jedno! Nie mam w tej chwili pełnych możliwości siedzenia ( brak mi zakresu co do zgięcia w kolanie ) i pisania postów, dlatego nie będzie mnie za często! Ale się postaram! Słowo! :-)))

Serdecznie pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ! Trzymajcie się !!! :-)))