piątek, 25 czerwca 2021

 W KOLORZE ECRU, A TAKŻE NA NIEBIESKO I CZERWONO!

Zawsze po różach, przychodzi czas na czarny bez, z którego kwiatów robię syrop, a późną jesienią przecier z owoców - z kardamonem. Nad jeziorem, zaraz za ostatnim domem mej wioski, rozpościerają się łąki, a nad samymi brzegami - rosną ogromne krzewy tego bzu!  Kiedy już byłam pewna, że baldachy są w pełni rozkwitnięte i mają w sobie masę cudownego pyłku, wyruszyłam! To była godzina bardzo poranna, słońce powoli wstawało nad jeziorem. Ze ścieżki rowerowej, do końca łąki jest niezły kawałek. Ubrana w nieprzemakalne dżinsowe spodnie i gumiaki, pomaszerowałam wprost na pierwszy z brzegu krzew. Na tyle ile mogłam według wzrostu, pozbierałam drogocenne baldachy, a potem jeszcze dołożyłam z kilku pomniejszych krzewów. A potem dostrzegłam, że na samym końcu łąki, tuż przy skraju lasu jest jeszcze jeden ogromny krzew. Wróciłam na ścieżkę, pojechałam kawałek w kierunku małej polanki, na której zazwyczaj zatrzymuję się wędkarze, którzy w pobliżu mają swoje stanowiska . Przytwierdziłam rower do niewielkiego drzewka, kluczyk od zapinki rowerowej wrzuciłam do kieszeni kurtki, w której był też pęk domowych kluczy! I w łąkę poooszłam!!!!  Wyzbierałam całkiem sporo, resztę zostawiłam dla innych zbieraczy. Czas wracać! Wkładam rękę do kieszeni, nie mogę złowić rowerowego kluczyka, sięgam głębiej, wyciągam pęk kluczy domowych , i..., kątem oka widzę jak ten mały kluczek spada w przepastne trawy, pokrzywy i inne łąkowe zioła!!! Próbuję umiejscowić to miejsce, gdzie wpadł, rozgarniam rękoma, parzą mnie pokrzywy, a ja szukam, i coraz bardziej wiem, że mogę tak sobie szukać bez końca!

Co było robić? Nie bacząc, że to jeszcze wczesna pora dnia dzwonię do Zięcia z prośbą, aby przyjechał, i zabrał jakieś narzędzie do przepiłowania zamknięcia rowerowego, bo inaczej będę musiała iść " z buta" po pomoc! Na całe szczęście, tak rzadko o coś go proszę, że nawet nie trwało długo, jak przyjechał z pobliskiego miasteczka i uwolnił drzewo od roweru, a mnie od gorszych kłopotów! Na koniec zasugerował, abym w przyszłości klucz od zamknięcia roweru trzymała razem z domowymi kluczami, bo wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że taka historia mi się nie przydarzy!
A potem, to już było tak, jak należy. Rozłożyłam baldachy na stole, a po paru godzinach, gdy już wszystkie możliwe żyjątka z nich uciekły, poucinałam kwiatki z łodyżek i zalałam wrzątkiem, który sobie postał do następnego dnia. Wtedy całość została przecedzona, do roztworu dodałam cukier, gotowałam aż do zredukowania połowy, i dolałam sok z kilku cytryn! Przelałam do butelek po winie, które zostały przewrócone do góry dnem, a na drugi dzień powędrowały do spiżarki! Całą operację, oczywiście ze zbiorem i późniejszymi czynnościami, wykonałam jeszcze dwa razy, i teraz mam 12 butelek przepysznego syropu, którym będę się raczyć, jak tylko nastaną zimowe chłody!
A teraz jeszcze niespodziewajka dla Wszystkich, którzy tu zaglądają! Wracałam sobie z miasta okrężną drogą, bo akurat były ogromne korki, i wyjeżdżając z niewielkiej osady zobaczyłam to pole! Prawda, że wspaniałe???
A teraz znikam, bo nareszcie zaczynamy nasze senioralne spotkania, których nie było od początków pandemii! 
Do miłego!



20 komentarzy:

  1. Całe szczęście, żeś została wyratowana! Wraz z rowerem ;) Pole makowe piękne i pracę Twą podziwiam. Taki syrop to skarb, ale o jesiennych chłodach nawet nie chcę na razie myśleć. Uściski i miłych spotkań 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, wizja pieszego spaceru nie za bardzo mi się uśmiechała! Dobrze, że Zięciu wybawił mnie z opresji!
      Niestety, chłody jesienne przyjdą, czy chcemy, czy nie! Gorąca herbatka z syropem bzowym, to samo zdrówko!

      Usuń
  2. Zapachniało bzowym syropem ;) Piękne czerwone maki. Te kwiaty zawsze przywołują znaną pieśń. Syn dobrze poradził ;) Owocnych spotkań. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zięć ;) miało być oczywiście :)

      Usuń
    2. Syrop bzowy to u mnie rzecz najważniejsza w zimie.
      A maki? Masz rację, zawsze mi się z wojenną pieśnią kojarzą!
      Moc serdeczności podsyłam!

      Usuń
  3. Śliczny ten syrop, ja w tym roku nie robiłam.U nas mu przekwitł.Teraz czas na poziomki ,pamiętam że masz swoje miejsca.Baw się wspaniale na spotkaniach.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj zrobiłam rekonesans w lesie i prawdopodobnie lada dzień zacznę jeździć na moje poziomkowe poletka!
      Na spotkaniach póki co dyskutujemy, jak i gdzie sobie zagospodarować różne i wycieczki.
      Uśmiecham się do ciebie z daleka! ;-))))

      Usuń
  4. A to Ci historia... z dreszczykiem... Więc przypnij kluczyk do domowych! :) :) :)
    Syrop wspaniały! i zdrowy... To cenny przetwór :)Ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, kluczyk już wisi w pęku ze wszystkimi innymi! A po syropie, za parę miesięcy, przyjdzie czas na przecier z owoców! Też mniamuśny!
      Serdeczności! :-)))

      Usuń
  5. Jakiś czas temu jak z Abeą zaliczałyście słynną wyprawę z postojem w moich landach miałam identyczną przygodę ; przyjechałam na spotkanie z Wami rowerem, kluczyk wrzuciłam do torebki ( tak myślałam) i kluczyk zniknął. Ratował mnie z opresji teść młodszego, bo moi byli akurat na wyjeździe. Smakowite te buteleczki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz moja Miła! Zupełnie tego nie pamiętam! Spotkanie jak najbardziej, ale Twej historii z kluczykiem, to nie!
      Buteleczki, jak buteleczki, ale zawartość! ;-)))))
      Macham!

      Usuń
    2. No bo nie mogłaś poznać. O tym ,że kluczyk zniknął dowiedziałam się po Waszym odjeździe, a potem jakoś się nie zgadało.

      Usuń
  6. Wiem, wiem gdzie to jest - zawołałam, kiedy zobaczyłam pierwsze zdjęcie. A kiedy już przeczytałam posta, to się upewniłam zupełnie;))).
    I mi się przypomniała ta czereśnia, która rosła tak w głębi tych szuwarów i do której nie można było dojść...
    Po czarnym bzie kolej na poziomki a potem jagody, same smakowitości tam koło Ciebie rosną;)))
    Pozdrowionka serdeczne:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta czereśnia, o której wspominasz, jest po mojej stronie jeziora, natomiast miejsce z bzami i łąkami ciągnie się wzdłuż ścieżki rowerowej - ode mnie to około 2,5 km!
      Poziomki już zaczynają się czerwienić. Lada moment, i będę zbierać, być może nawet jutro!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Ale miałaś przygodę, brrrr! Dobrze, że szybko nadszedł ratunek!
    Jesteś już taką profesjonalistką, że buteleczki wyglądają jak prosto ze sklepu- prezentują się znakomicie!
    Miłych uniwersyteckich spotkań!Ucalowanka!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, najadłam się nerwów, i "nawrzucałam" sobie co się należało za bezmyślność! Butelki specjalnie kupowane są bardzo pojemne, jedynie co jakiś czas muszę zmieniać nakrętki!
      U nas nie UTW, mamy stowarzyszenie!

      Usuń
  8. Fusilko, co za przygoda z kluczykiem. Szczęście, że pomoc szybko nadeszła, pewnie dlatego, że Ty taka pracowita pszczółka jesteś :) Twe "dzieła syropowe" wyglądają obłędnie i smacznie i zdrowo. A pole piękne. Buziaki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy akurat to spowodowało, że Zięć przyjechał! ;-)) A może aż taka zła teściowa nie jestem? Hi,hi,hi! :-))))
      Polem się zachwyciłam i już kilka razy specjalnie jechałam z zakupów miejskich do mnie, aby je podziwiać po drodze!
      Odbuziakowuję! :-)))

      Usuń
  9. Ależ przygoda, jak dobrze, że jest do kogo się zwrócić o pomoc <3
    A zbiory i syropy z kwiatów bzu szczerze podziwiam, zawsze mi się marzą, niestety na marzeniach się kończy, nigdy nie udaje mi się tego zrealizować.
    Ściskam serdecznie, Agness<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mieszkasz w mieście to jest kłopot. Chyba,że jest duży park. Wtedy można zbierać. Ja mieszkam na wsi i krzewów bzowych całe mnóstwo. No i na miedzach polnych bardzo często można spotkać!
      Odściskuję! 🙂

      Usuń