Czasem słońce, czasem deszcz, jak mówią Hindusi, a u mnie lekko pod górkę w tym Nowym Roku!
Trochę ubyło z portfela, trochę przybyło siwych włosów na głowie, trochę się nawrzucało samej sobie "tego i owego', aby postawić do pionu.
A zaczęło się w czwartek. W ramach popierania lokalnej społeczności, pojechałam z kilkoma Kolażankami do miasteczka na późno wieczorną inscenizację " Sulwestra Państwa Dulskich". Spektakl jak najbardziej się udał, Młodzieży i Instruktorowi słusznie należały się owacje.
Powrót już prawie się odbył, miałam tylko ostatnią Koleżankę do podwózki, gdy wjechałam w część wsi, w której prawie nie bywam. A tam uliczki, wąskie, krótkie i co chwilę pod górkę. I stało się!
Tenia wysiadła, ja ruszyłam pod góreczkę. Z lewej strony wyjechał jakiś samochód, kierując się w dół. Dojechałam wolno do ulicy poprzecznej, i zamiast spojrzeć przed siebie, popatrzyłam w lewo, czy mam wolny przejazd do głównej ulicy.... i.... gazu!!! I wpadłam na wysoki krawężnik, który mnie zatrzymał! Ze zgrzytem i warkotem, co uświadomiło mi, iż dobrze nie będzie.
I nie było, ale o tym dowiedziałam się nazajutrz, gdy po długich rozważaniach wszystkiego za, i przeciw, doszłam do wniosku, że tylko specjalista może moje wątpliwości rozwiać, lub nie. Bo żadnej gwarancji tego, iż wszystko w autku gra - nie ma.
Pojechałam zatem z miną zbitego psa, do warsztatu zaprzyjaźnionego, i dowiedziałam się po kilkunastominutowym przeglądzie, że owszem, kurtyna przednia osłaniająca wprawdzie nadwyrężona, ale.....oderwany jest przewód od chłodnicy, i dotyka silnika. Trzeba spawać, bo może być kłopot bardzo, bardzo duży!
No! I tyle w temacie!
Ciekawe, że jadąc w długą trasę ( ostatnio prawie w obie strony było 600 km ), jakoś człowiek, czyli ja, potrafi się skoncentrować, i dojedzie oraz wróci bez żadnych komplikacji. Wystarczy jednak, że jest się na własnych śmieciach, i podświadomy gieroj się włącza! Inaczej sobie tego nie umiem wytłumaczyć!
Na całe szczęście, mam takie dziwne usposobienie, że jeśli się w czymś pomylę, to nigdy potem ta sama pomyłka nie wydarza się!
Powinnam się cieszyć?
A może na treningi dobrej jazdy się zapisać?
????
Podlicz ile lat jeździsz i co w tym czasie się Tobie jako kierowcy zdarzyło. Jaki wynik? Założę się, że dobry. Więcej strachu niż strat. Tak, że nie miej wyrzutów, każdemu się mogło trafić, najważniejsze, że Tobie nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńO, podoba mi się Twoje podejście do tematu! Chyba jednak nie jest ze mna tak źle, jak myślałam! ;-)))))
UsuńNie smutaj! To nie tragedia! Zawsze pomyśl,że mogło być gorzej... Się wyklepie i tyle :) :) :)
OdpowiedzUsuńA tak na serio- ćwicz uważność. Często myślimy o wielu rzeczach jednocześnie, a to nie jest dobre. Najważniejsze, że Ty jesteś bez szwanku :)
Szwanku nie było mojego żadnego, bo szybkość prawie żadna. Tylko ten nieszczęsny krawężnik pod samochód z chrzęstem się dostał! :-)
UsuńEee tam , zdarza się i najlepszym kierowcom. Ja niedawno paliwa pomyliłam , a jak byliśmy na koncercie w Warszawie , to młodszy walnął w wana Ka. A jeździ tyle co kierowcy tirów- miliony kilometrów i na podwórku pod własną firmą w auto ojca trafił . Tylko kasy szkoda na naprawy . Ważne ,że Ty nie ucierpiałaś .
OdpowiedzUsuńNo wiesz, ale ja przez 30 lat byłam uczona, że ....., no wiesz przecież, o co chodzi, prawda! ;-)
UsuńNa całe szczęście kasa nie była ogromna!
Tak to jest, że na obce podwórko wjeżdża się ostrożnie co by nie narozrabiać, a na swoim hulaj dusza piekła nie ma! Kiedyś jeździłam bardzo często jedną trasą. Zawsze pamiętałam o progu zwalniającym. Któregoś razu jak nie grzmotnę w niego ohoho. Co prawda nic się nie stało, ale jednak! Nie ma co brać w głowę, zdarza się nawet najlepszym :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym chyba jest, bo w ciągu niecałego kwartału dwa razy mnie taki despekt spotkał! Tyle, że ten pierwszy prawie bez usterki, o ile nie liczyć lekkiego zarysowania felgi!
UsuńCiesz się, że mogłaś dalej jechać, a nie kombinować co tu nocą z zepsutym autem będzie, nie mówiąc o tym jak wrócić do domu. Skoro auto da się naprawić, nie jest tak źle. A że się drugi raz nie zdarza? Znaczy uczysz się na błędach ;)
OdpowiedzUsuńGorzej, że błędy nowe się przytrafiają, jeszcze nie oswojone! ;-(((
UsuńFusillecko, limit pecha na ten rok wycerpałaś. Teroz moze być juz tylko dobrze :)
OdpowiedzUsuńowcarek podhalański
No nie wiem, nie wiem! Muszę się bardzo, bardzo starać, a natura moja taka bardziej "roztrzepana", jak powiadała moja Babisia! Zatem ?????
UsuńTo sie nazywa zaczac rok z przytupem! Bedzie dobrze!
OdpowiedzUsuńNie byłam na karnawałowej potupajce, tom nacisnęła pedał gazu! :-) Tylko, że zamiast radości, lekki zgrzycik jest!
UsuńOch, trzeba zrobic, i sobie najwyzej miejsce zapamietasz ;) dobrze, ze nie utknelas gdzies tam na pól nocy! I zes cala i zdrowa, co nie? :*
OdpowiedzUsuńNie, nie było tragicznie, bo zaraz był wjazd na naszą główną drogę, a potem to już prosto, ale wolno, do domciu!
UsuńTeraz będzie tylko lepiej.... musi być :)
OdpowiedzUsuńO! I tego będę się trzymać, jak nie wiem co!!! :-))))
UsuńNadzieja nie jest matka głupich podobnie jak wiara i trzymanie się pięknych marzeń i zasad
UsuńOczywiście! Nigdy nie twierdziłam inaczej! :-))))
Usuń:*
UsuńSzkoda,bo to jakiś stress był, ale dobrze, że tak się skończyło,auto naprawi mechanika i będzie Ok.Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńUsterka nie była bardzo poważna- trzeba było przyspawać jakiś urwany przewód, aby nie dotykał silnika!
UsuńAle co nerwów napsułam sobie, to moje! Wrr! ;-)
Nie podłamuj się- najlepszym kierowcom może się zdarzyć! Dobrze, że wyszłaś z tego bez szwanku. Strata materialna boli, ale najważniejsze, że Tobie nic się nie stało!
OdpowiedzUsuńp.s.
U Was naprawdę taki śnieg??!!
Śnieg u nas był całe dwa dni! A teraz znowu szaruga i mokro!
UsuńPozdrawianki! ;-))))
Każdemu się zdarza. Ważne ze Ty cala i zdrowa.Szkoda kasy ale co poradzisz.
OdpowiedzUsuńJakoś dało radę wszystko ogarnąć, ale mam nauczkę następną! Oby poskutkowało! ;-))))
UsuńNie mam prawa jazdy więc nie wiem...
OdpowiedzUsuńAle - tak ogólnie wydaje mi się, że człowiek spręża się w nieznanych i grożniejszych sytuacjach i na nowym terenie - a na "starych śmieciach" to traci czujność...
No właśnie, chyba masz rację! Robiłam już długie trasy - ostatnia w obie strony około 600 km, i nic się nie przytrafiło!
UsuńFuscilko, przytrafiło się, po prostu. Ważne, że samochód można naprawić, a Ty cała i zdrowa. Takie wydarzenia długo pamiętamy i bardziej uważamy. Wiem po sobie. Swojemu autku sama zrobiłam krzywdę dwa razy i pamiętam każdy szczegół tych zdarzeń. To były drobiazgi. Ogólnie jeżdżę ostrożnie i przestrzegam przepisów. Trzecie stuk już poważniejsze zrobił kierowca włączając się do ruchu. Całe drzwi miałam do wymiany. Ważne, że żyję. Przyznam jednak, że liczba wypadków na szosach wzbudza we mnie strach przed innymi kierowcami.
OdpowiedzUsuńUsterka już usunięta, a także dziwna infoikonka, która w dzień po naprawie się pojawiła. Można jeździć, byle mieć oczy na około głowy! :-)
UsuńZ tymi ikonkami też miałam stracha. Bałam się ruszyć z miejsca. Racja, trzeba obserwować jazdę innych. Szerokiej drogi Fuscilko :)
UsuńDrugi raz dopiero, jak mam od 30 lat prawo jazdy pojawiło się toto na pulpicie, ale tym razem wiedzialam, że to mimo wszystko pozwoli dojechać te niecałe 10 km do warsztatu. Za pierwszym razem, gdy jechałam do Grajdołka, na 30-stym kilometrze się coś zaświeciło, i z duszą na ramieniu wracałam do domu!
UsuńI follow you on gfc #18 , follow back?
OdpowiedzUsuńhttps://lovefashionyes.blogspot.com/
Sorry! I don`t know English!
UsuńZycze Ci Fussilko dobrego, zdrowego i bezkolizyjnego;) roku:)
OdpowiedzUsuńTessa
Dziękuję! Będę się starała bardziej, niż do tej pory!
UsuńSerdecznie Cie pozdrawiam, życząc wszystkiego Dobrego w całym Roku!
Kochana, najlepszym się zdarza :* Najważniejsze, że nic się Tobie nie stało, a autko wyklepie się, poprzyczepia co trzeba i będzie wszystko super :)
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię serdecznie w Nowym Roku i dużo szczęścia życzę, Agness <3
Dziękuję, mam nadzieję, że się sprawdzi! ;-))))
UsuńSamochód to rzecz nabyta. Najważniejszy, że Ty jesteś cała i zdrowa.
OdpowiedzUsuńFakt, rzecz nabyta. Tyle tylko, że z renty już bym sobie nie kupiła!
UsuńNo to se pojechałaś...
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że Ty cała jesteś, samochód zaprzyjaźniony mechanik naprawi i będzie dalej się turlało.
Niech Ci się turla jak najlepiej i szeroookiej drogi. :)
Pozdrawiam ciepło.
Autko juz się turla. Na całe szczęście szkoda nie była tragiczna w skutkach, jakiekolwiek by one nie były! ;-)))))
OdpowiedzUsuńFuscilko, ważne, że nikomu nic się nie stało, czytam, że samochodzik już ma się lepiej, a o kursie nie musisz myśleć, bo jeździsz już tyle lat bez skutków ubocznych, że możesz sobie wybaczyć. Czasem trudno nam się skupić Pewnie z powodu młodego wieku... :)
OdpowiedzUsuńA, a ten, kto do ciebie pisał po angielsku napisał: "śledzę cię (w sensie obserwuję) na gfc #18, będziesz śledzić mnie (w sensie: mój blog)? Całuski!
Oj, chyba jednak nie będzie dobrze, bo dzisiaj wracając z zakupów, ledwo dojechałam do siebie. W poniedziałek zn ów na warsztat! Wrrr! ;-(
UsuńTo po angielsku przetłumaczyłam sobie dużo później.
Nam ostatnio podczas podroży poleciał tłumik. To chyba jakiś gorszy czas dla kierowców :P
OdpowiedzUsuńNawet mi się już nie chce o tym myśleć, bo pewnie trzeba będzie parę razy jeździć do mechanika, jeśli co dzień coś będzie nawalać, po być może tym uderzeniu!
OdpowiedzUsuńNo Kochana, to teraz już jesteś prawdziwy kierowca.
OdpowiedzUsuńBo co to za kierowca, który przynajmniej raz w życiu nie poharatał autka;)))
Auto się naprawi i po sprawie, gorzej byłoby jakby trzeba było Ciebie naprawiać;)
Chciałabym bardzo w to uwierzyć,ale...... czy ja wiem?
UsuńPóki co, chyba jest koniec naprawiania! Ale jak znam życie, w praniu się okaże! :-)))
Ważne, że jesteś cała i zdrowa. Z autami coś jest, moje dziecko też odstawiło do warsztatu, coś mu (autu) się zaczęło przegrzewać. Nie wiem co, bo się nie znam. A Ty jeździsz tyle lat "bez skutków ubocznych" jak Ewa powiedziała, więc wreszcie coś musiało się wydarzyć i dobrze, że tylko tyle.
OdpowiedzUsuńWidocznie mi jednak Ślubnego brakuję także w tym wymiarze, bo jakoś czuję się nietęgo w kwestiach dotyczących naszej motoryzacji!
OdpowiedzUsuńPodziwiam, ja prawa jazdy nie mam i nic nie zanosi sie na zmiany w tym kierunku. A tylko Ci którzy nie jeżdżą im sie nic nie przytrafia no chyba ze2 jest sie ofiarą kierowcy😁 ale tego nikomu nie życze.
OdpowiedzUsuńPrawko mam już 30 lat. To całkiem niegłupi wynalazek. I bardzo przydatny zwłaszcza w małej wsi, która jest sypialnią pobliskiego miasta!
OdpowiedzUsuń