czwartek, 31 marca 2022

CO ZA DUŻO, TO....

 ... niezdrowo!!!

A było tak lecieć do tych ćwiczeń, jak mucha do miodu? Nie można było powoli? Czasu danego na rehabilitację jest cała masa przecież. Nie mówiąc o oczekiwaniu na wyjazd, który ma być w bliżej jeszcze nieokreślonym czasie, ale ma się wydarzyć jeszcze w tym półroczu! Nikt nie pilnował, to sobie pozwalałam, a co! Pan Fizjo tylko pokazywał co i jak, ale potem to tylko ja decydowałam - ile! Przyplątał się niestety obrzęk, i prawie wracam do punktu wyjścia. Żadnych działań typowo terapeutycznych, tylko zimne okłady żelowe,  krótkie ćwiczenia na rowerku stacjonarnym, i to w niepełnym zakresie. Na całe szczęście mogę korzystać z samochodu, ale też ostrożnie. Za tydzień Pan Fizjo obada, co dalej! No! A już witałam Wiosnę! I słońce! I nawet po piasku chodziłam bez podparcia, a woda jeziora otulała me stopy. W tle spokojna toń, na szuwarowej wyspie jazgot ptasi, czasem tylko łabędź gimnastykujący się przy pielęgnacji swych skrzydeł ( niestety, za daleko by złapać go w obiektyw komórki). Ech!





Zajęcie jakieś jednak trzeba mieć! Zatem zabrałam się za produkcję wielkanocną! 


Poleciały dzisiaj w świat akrylowe i styropianowe jajeczka otulone w świąteczne ubranka !


Cała masa koszulek ozdobionych wstążeczkami

 
A forsycja z mojej działki żegnała je kwiatkami!


Dawno nie widziany gość! Obudził się z zimowego snu!

Z "innej beczki"!
Od wielu już lat, raz w tygodniu od deski do deski, czytam Politykę! A w przedostatnim numerze, na jednej z ostatnich stron przeznaczonych na listy do redakcji, obszerna relacja pewnego wolontariusza, który opisywał to, czego doświadczał pomagając Ukraińskim  uchodźcom.  Jeszcze nigdy tak nie płakałam, jak wtedy gdy czytałam jego przeróżne, krótkie relacje! Dziś Córka przyniosła mi nowy numer! Aż się boję go otwierać ! Chyba poczekam do wieczora i odprężę się przy polsatowskich Przyjaciółkach. 
Może to głupie, co? Ale jakiś odgromnik mieć trzeba!

niedziela, 20 marca 2022

ŻYĆ JAKOŚ TRZEBA!

Mijają przeszło trzy tygodnie, gdy świat przewrócił się do góry nogami! Po pierwszym szoku przyszła myśl, że nie mamy wielkiego wpływu na zło dziejące się za naszą wschodnią granicą, i jedyne co możemy, to w miarę możliwości pomóc ( zrobiłam przelew bankowy na PAH ), i mieć Nadzieję! Bo DOBRO zawsze zwycięża, jest przecież fundamentem świata. A Nadzieja to ogromna siła!

Z tą nadzieją budzę się każdego dnia, i robię swoje, czyli ogarniam mój pooperacyjny czas. Minęło półtora miesiąca, gdy miałam komfort nic nierobienia. Wszystkim zajmował się Brat, który nie tylko był odpowiedzialny za aprowizację, ale także prał, sprzątał i zajmował się sprawami działkowymi. A ja ćwiczyłam, ćwiczyłam, ćwiczyłam. W ubiegłym tygodniu byłam na poszpitalnej wizycie kontrolnej. Pan doktor pozytywnie zdziwiony i wynikiem rentgena, i tym, że takie postępy czynię. Oczywiście, nie powiedziałam mu o swym Fizjoterapeucie, którego właściwie to jest zasługa. Jedyna dobra rzecz po tej wizycie to fakt, że jeszcze tylko miesiąc będę czekać na rehabilitację poszpitalną, której nie odpuszczę, bo mi się należy. A mogłabym, bo do tej pory dzięki ćwiczeniom i pracy fizjoterapeuty nad kolanem, mogę po mieszkaniu poruszać się bez kul, chodzić na spacer tylko o jednej kuli i prowadzić samochód . Niestety, nadal jest problem ze zginaniem kolana, czyli rower mogę sobie zostawić na bliżej nieokreślona przyszłość. Zaciskam zęby schodząc po schodach prawą nogą bez dostawki - na szczęście wchodzenie idzie całkiem, całkiem. Oprócz tego od dwóch tygodni rozmasowuję bliznę. Jest to ciężka praca i palce bolą, ale już powoli widać pozytywy. Nie wiem, czy te wszystkie aktywności to sprawiły, ale udało mi się zrzucić prawie 5 kg!!! Czyli, jakby nie było, to też ulga dla mych kolanek! Pozostaje tylko wywiedzieć się, czy mogę już na aerobik basenowy chodzić!

I trochę zdjęć!



Zawsze po tłustym czwartku, dokupuję różne kasze, płatki i ziarna, które mieszam ze smalcem. Lepię kulki dla ptaszków, a one mają fajna stołówkę. W tym roku zawitał po raz pierwszy dzięcioł kowalik. 



Spacery, to zawsze albo w jedną stronę ścieżki, albo w drugą!


Przebiśniegów w tym roku było u mnie całkiem sporo



A teraz kwiatki - nieśmiało witają Wiosnę!

Wiele ciepłych myśli do Wszystkich ślę! Pozdrawiam Ciepło!


wtorek, 15 lutego 2022

POWOLUTKU DOCHODZĘ DO NORMY!!!

 Ufff! 

Jakoś leci, tyle tylko, że bardzo, bardzo wolniutko! Ale tak trzeba, tak należy, bo inaczej będzie buuum!   

A zaczęło się miesiąc temu. W szpitalu na granicy dwóch województw: pomorskiego i kujawsko-pomorskiego. Ja pośrodku, zgodnie z wolą mego ortopedy, który do tej drugiej części przynależy! Styczniowej niedzieli zabrał mnie Synek do tego szpitala, potowarzyszył w triażowych przepychankach, a ja potem dotarłam na oddział ortopedii, do babskiej sali. Bardzo wąski pokój, w nim 4 łóżka i 4 szafki, z których każde przynależne było do tych kilku pacjentek. Zaraz przybiegły pielęgniarki pobierać co się da, wenflony sadowić, wywiady przeprowadzać, itp, itd. Cienki obiadek dali, potem kazali odpoczywać, i ani się spostrzegłam, jak zawieźli mnie na salę przedoperacyjną. Oczywiście znowu to samo, czyli dokładać to, co brakuje, np. cewnik, potem tabletki na spanie, na ból, i nie wiadomo co jeszcze. A rano "głupi jaś"! Na sali operacyjnej zimno jak w przeręblu, przed oczyma jakaś przegroda, a potem.... to już nie pamiętam, a jak coś mi pod kopułką świtało, to jakiś nieokreślony ból i kołędzenie w głowie. Obudziłam się w sali pooperacyjnej i to było coś dziwnego, czyli dzień bez dnia, noc bez nocy i ból, i rwanie w nogach, i czort wie co jeszcze. Ale rano w miarę normalnie - noga była, nie była, nie wiem, coś ciężkiego raczej! Przetransportowali mnie na moją salę. Dali tabletki na po i na spanie, potem jakieś obiadowe coś, czyli niewiadomoco, zaczynało mnie boleć i strasznie chciało mi się siusiu! Przyszła pani od fizjo i zaczęła mnie pionizować. Gdyby nie "myk", który mi sprzedała, nie wiedziałabym, jak tą operowaną kończynę w ogóle poruszyć! Ale się udało, i o dziwo, następnego dnia już sama tuptałam po korytarzu oparta o balkonik. Na następny dzień były już kule i chodzenie po schodach, co nadzwyczaj dobrze mi szło. Rana też dobrze się goiła, wszyscy zadowoleni, łącznie ze mną, i oczywiście panem doktorem-Operatorem! 

Przyszedł czwartek, i dostałam wypis. A w nim nakaz wyciągnięcia szwów za 10 dni, wykonywanie zadanych ćwiczeń 2 razy na dzień, i kontrola w połowie marca. Sprawa rehabilitacji jakby nie istniała, czyli sama sobie załatwiłam terapeutę na miejscu, a poszpitalne reha, to cierpliwe czekanie na wolny termin, ot tak coś koło trzech miesięcy! To czekam, a w międzyczasie - wesoło. Po zdjęciu szwów ( staplery, czyli metalowe, które może zdjąć wyszkolona pielęgniarka w obecności lekarza), po dwóch dniach z opatrunkiem, okazało się, że jeden z nich sobie tkwi w bliźnie. To był hardkor do sześcianu! Na miejscu nikt nie chciał się podjąć ( zrobili w S. tam należy jechać), prywatni chirurdzy nie do załatwienia na cito. Jedno szczęście, że Zięciu ma na SOR kuzyna, to późnym popołudniem pojechaliśmy i w trzy sekundy ten metal był wyciągnięty. Prawie w ostatnim momencie, bo od rana zdążył się wymościć tak, że ledwo go było widać! Jednym słowem nerwówka jak się patrzy! 

Na całe szczęście przyjechał mój najmłodszy Braciszek, który roztoczył nade mną opiekę, tak jak dwa lata temu przy artroskopii lewej nogi! Dziecka odetchnęły, bo każde z nich pracuje w firmach eksportowych i urlop to marzenie ściętej głowy, albo tylko 2-3 dni, a potem znowu harówka.  Zatem superaśna sprawa. Mogę sobie trochę pomarudzić, podąsać, powymagać! Będzie ze mną jeszcze do połowy marca, zanim nie pojadę na wizytę kontrolną, czyli razem półtora miesiąca. Farciara jestem!!!

Mój Fizjoterapeuta zna mnie już jak zły szeląg z czasów poatroskopijnych, ja zresztą jego też. Fantastycznie nam się współpracuje! Przychodzi co trzeci dzień, muszę mu pokazać jak ćwiczę to, co miałam zadane, potem przerabiamy nowe , a na koniec bierze się za moją nogę: ugniata, miętosi, w różne strony przywodzi i odwodzi, czasem mam ochotę wyć, ale zaciskam zębiska, bo wiem, że to dla mojego dobra!


dzień pierwszy po wymianie stawu kolanowego

dzień piąty



dzień wczorajszy!

Nie jestem jeszcze nawet na półmetku, ale mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy, i będę mogła sobie "skikać" jak  należy! Oby! Bo gdyby wszystko skończyło się dobrze, to bez dwóch zdań - z lewą nogą też zrobię porządek!

I jeszcze jedno! Nie mam w tej chwili pełnych możliwości siedzenia ( brak mi zakresu co do zgięcia w kolanie ) i pisania postów, dlatego nie będzie mnie za często! Ale się postaram! Słowo! :-)))

Serdecznie pozdrawiam wszystkich tu zaglądających ! Trzymajcie się !!! :-)))








środa, 12 stycznia 2022

NO I DOSTAŁAM NA ZAPĘD !!!

Na dwa dni przed Świętami zadzwoniono do mnie ze szpitala z pytaniem, czy odpowiada mi pierwszy kwartał Nowego Roku na wpisanie do grafika operacji wymiany stawu kolanowego. Wiadomo, że nie miałam nic przeciwko temu. Natomiast w ubiegłym tygodniu, przyszła informacja, że mam się stawić w szpitalu 16 stycznia! ! !  

No i teraz wiadomo, że mam lekkiego stracha, a poza tym musiałam się maksymalnie sprężyć, bo nie przypuszczałam, że to tak szybko pójdzie. A parę spraw należy dokończyć, coś załatwić, poukładać, zamówić, nie mówiąc o czekającej mnie po tym rehabilitacji, która ponoć trwa czasami do pół roku! No i okazuje się, że nagle czasu za mało, bo to i fryzjerka, i kosmetyczka, i wstępne uzgodnienia z fizjoterapeutą, trochę zapasów porobić do lodówki i zamrażarki, przygotować pokoje do zamiany używalności, i sama już nie wiem co jeszcze. Ale wiadomo, że to się w "praniu" okaże, a także po powrocie, co jeszcze będzie wymagało poprawy. Tak więc? Wicie-rozumicie??? Trochę mnie tu nie będzie! 

Ale za to podrzucam parę zimowych fotek, które zrobiłam na ostatnich spacerach! Pa,pa!!!














środa, 29 grudnia 2021

PRZED, W TRAKCIE, PO, A ZARAZ?

Przed samymi świętami u nas śniegu nie było! Za to posypało nieźle w Grodzie nad Brdą, do którego pojechaliśmy na operowe przedstawienie. I było dość czasu, aby sobie pospacerować po Przedświątecznym Jarmarku, wypić kubek grzanego wina, podziwiać świetlne instalacje i poczuć zbliżającą się atmosferę Świąt Bożego Narodzenia!







Przez trzy kolejne dni, na tydzień przed Świętami piekłam piernik staropolski u mnie, u Wiewiórki, i u Sąsiadki, aby dzień przed Wigilią zdążyć z dekoracją. Jak zwykle wszystko się udało jak należy!
W ubiegłym roku jakoś mi nie wyszło ozdabianie lukrem królewskim pierniczków, zatem polewa była czekoladowa  z posypkami różnymi, które udało mi się znaleźć ! I dobrze, nie było blamażu!


Potem, to już robiłam za Gościa! Wigilia u Wiewiórki, pierwsze Święto u Muminka, a drugie Święto u Szwagrostwa! Bardzo mi się to spodobało! Aby jednak moich domowych duszków nie wystraszyć, porobiłam sobie trochę dekoracji.


Na koralowcu pod sufitem powiesiłam śnieżynki



Za choinkę robił wazon z jodłą, która raczej się nie sprawdziła, bo szybko "fiknęła", i zamiast w górę, pochyliła się w kształcie parasola.


Zamiast wystawy rodzinnych fotografii - świąteczne  ozdoby


Komplet Aniołów. Progenitura była zachwycona, a ja się cieszyłam, że tak byli nimi zaskoczeni! 
Piękna pogoda, mimo całkiem sporego mrozu, pozwoliła na spacery nad jeziorem, i tylko szkoda, że powoli to piękno znika, bo zbliża się niż!




A na NOWY ROK Życzę WSZYSTKIM

Pomarańczowej czekolady, ptasiego mleczka też. Wiary, że ludzie są w sumie ok. 

Miłości w każdej postaci. Palpitacji serca, bólu brzucha, motyli ale i leniwego spokoju. 

Poezji i prozy. W uczuciach i w życiu. Kłótni i pogodzeń. 

Trochę bólu i cierpienia, nie za dużo i nie za często i bez przesady, ale tak w sam raz.

Zdolności zdziwienia bez względu na wiek. Ciekawości świata. 

Książek, w których można się zatopić, zapominając o bożym świecie. Filmów które bolą. 

Płyt, które oszołomią. Dystansu do samych siebie rodem z czeskich filmów. 

Pasji i nadziei. Dostrzegania radości i piękna w najmniejszych skrawkach codzienności.

 Momentów olśnienia na szczycie góry, na łuku rzeki, w piekarni o świcie, że życie jest jednak piękne!