piątek, 30 grudnia 2022

BYŁO ŚWIĄTECZNIE - BĘDZIE NOWOROCZNIE!


 Niech Nowy Rok przyniesie Wszystkim radość, pomyślność

i spełnienie wszystkich marzeń!

A gdy one się spełnią, niech dorzuci garść nowych,

bo tylko one nadają życiu sens!

Szczęścia, co radość daje,

miłości, co niesie pokój,

zdrowia, co rodzi wytrwałość,

i wiary, co nadzieję prowadzi!

Wszystkim życzę uśmiechu!

Niech od stycznia do grudnia,

przez 12 miesięcy uśmiechają się ludzie!!!


piątek, 23 grudnia 2022

ŚWIĄTECZNE ŻYCZENIA !

 


Gdy pierwsza Gwiazdka na niebie

rozświetli ten mroczny Świat

A strojnej choinki zapach

przywoła wspomnienia sprzed lat

Życzenia świąteczne Wam składam

w ten Boga Narodzin Czas:

Niech Wasze drogi będą proste, a decyzje mądre,

niech omijają choroby, lęki i smutek, 

a zło niech nie ma dostępu!

Niech Wasze twarze będą radością dla innych, 

a serca będą otwarte dla potrzebujących.

Wszystko, co dobrego zrobicie 

niech wróci do Was stukrotnie, by w Waszym Życiu

działy się zawsze Dobre Rzeczy!


poniedziałek, 12 grudnia 2022

WRÓCIŁAM TYDZIEŃ TEMU, ALE......

 .... nijak nie mogłam się zabrać za pisanie! Z prostej przyczyny, gdyż - ponieważ - albowiem - zawładnęła mną proza życia. Już w ubiegły poniedziałek jechałam przed południem do mego Fizjo.  W drodze powrotnej jeszcze zakupy, bo lodówka pusta, no i ze trzy prania zrobiłam, a potem to już padłam, bo odwykłam od ciężkiej pracy przecież! :-)))). We wtorek sprzątanie, bo chociaż mnie nie było, i nawet żadne myszy nie harcowały, to jednak świeżością w domeczku nie "waniało". A na dodatek trzeba było zrobić się na "cacy, bo mieliśmy z naszego stowarzyszenia Wigilię. Środa natomiast to co czwartkowe spotkanie w ramach programu Unii Europejskiej - tym razem robiłyśmy stroiki na paczki dla seniorów z innego stowarzyszenia, a potem jeszcze uczyłyśmy się robić ekologiczne środki do mycia okien i do utrzymania w czystości łazienki, kuchni itp. Czwartek - lepiłam pierogi u sąsiadki, w piątek zakupy tygodniowe, sobota - lepiłam pierogi u Córki-Wiewiórki, a wczoraj się leniłam. No i cały tydzień nadrabiałam to, czego nie ruszyłam ani razu  ( a miałam szczere chęci ) w ciągu pobytu sanatoryjnego, czyli  dziergotki na Święta! Udało mi się, i poooszły w świat! 

Sanatoryjny pobyt, oczywiście bardzo udany, chociaż początek nie za bardzo, a dlatego, iż to kombinat prawdziwy - przyjmuje do 1200 kuracjuszy. Oczekiwanie zatem na rejestracje trwało i trwało, ale trzeba przyznać, iż zadbano o nasze żołądki, pilnując aby wszyscy zjedli obiad. Potem następna kolejka do pielęgniarki, aby otrzymać kartę do lekarza. W międzyczasie udało się zakwaterować - dostałam "dwójkę", a za sąsiadkę 90-letnią staruszkę - o niej będzie potem! Później kolacja i kolejka do lekarza po zabiegi według karty, którą sporządził. W sumie było tych zabiegów 54, z czego między innymi ćwiczenia na rotorze  KKD, orbitrek, magnetronik, laseroterapia, masaż klasyczny, masaż wodny mechaniczny, suchy hydromasaż, krenoterapia ( picie wody mineralnej ze źródeł ), kąpiel kwasowęglowa oraz siarczkowa, a także ćwiczenia w basenie z wodą leczniczą. Generalnie zabiegi kończyły się niezbyt późnym popołudniem, było więc wiele czasu na ewentualne spotkania w ramach nawiązanych nowych znajomości, na spacery, na pogaduchy, na gry planszowe, itp, itd. Akurat znalazłam pokrewną duszę , która tak jak ja lubi spacery, tak więc narobiłyśmy kilometrów, że hej. A było gdzie, bo naokoło lasy sosnowe, i mikroklimat super! 






hol główny


podziemne przejścia do poszczególnych bloków


pijalnia wód







Sanatorium we Wieńcu Kujawskim jest jednym z najstarszych w kraju. Powstał o w 1923 r. a obecnie jest po zmianach zarządzania i po generalnym remoncie. Ogromny gmach główny, zakład przyrodoleczniczy plus trzy dodatkowe gmachy robią wrażenie. Zwłaszcza Jutrzenka. Wszystko przystosowane dla pacjentów, ale także nie żałowano w wystroju wnętrz. Wszędzie marmury, lustra, wygodne miejsca do wypoczynku. W holu głównym cały szereg kanap i foteli, a także fortepian, na którym całymi popołudniami gra świetny pianista, a ludzie siedzą i słuchają. Rozrywki też nie brakowało. Od środy do piątku, w ogromnym pubie są potańcówki. Z uwagi na limit 190 osób, już od środy rana stała kolejka przy recepcji, chętnych do zabawy. Większe imprezy odbywały się w soboty, w  sali kolumnowej, gdzie prócz baru i sceny, były wygodne kanapy i fotele. Udało mi się być na dwóch wieczorach tanecznych, na koncercie zespołu Żuki - oczywiście również tanecznie, a także w Andrzejki. Wszystko w ramach rehabilitacji of course!
W soboty także, a niekiedy i w niedziele były wycieczki. Niezbyt się udawały, bo szybko zapadał  zmrok, ale coś niecoś udało się zaliczyć.

WIEŚ PIERANIE 
Kościół św. Mikołaja zbudowany w latach 1732 - 1743  r. z cudownym obrazem Matki Boskiej, zabytek klasy zerowej, perła architektury drewnianej, kryty gontem, trójnawowy



              Akurat była msza, więc nie można było zwiedzać, jedynie pomodlić się w środku.

WŁOCŁAWEK




Pałac bursztynowy



Tama włocławska i miejsce, gdzie znaleziono zamordowanego ks.Popiełuszkę


Pomnik poległych obrońców miasta w 1920r.



Katedra, niestety ledwo tylko oświetlona w środku

INOWROCŁAW





Park zdrojowy

KRUSZWICA

Mysia wieża


Kolegiata św. Piotra i Pawła -najlepiej zachowany zabytek architektury romańskiej (1120-1140r.)

W drodze powrotnej, przejeżdżaliśmy koło miejsca upamiętniającego bitwę pod Płowcami. Niestety, pogoda zrobiła się fatalna, lało jak z cebra, więc tylko zobaczyliśmy cień obelisku. Natomiast w Brześciu tylko z daleka pomachaliśmy królowi Władysławowi  Łokietkowi - było zimno, głucho i czekała kolacja!

No i teraz o współlokatorce. Pierwsze półtora tygodnia normalne. Babinka, gdy nie chodziła na zabiegi lub krótkie spacery, siedziała na łóżku i robiła na drutach. Miała ze sobą cały plecak włóczek,z których robiła małe buciczki dla niemowlęcych stópek, czapki, rękawiczki i opaski. Bardzo elokwentna, 
ciekawie  się z nią rozmawiało. Ponieważ wyniosłam z domu rodzinnego, że należy starszych szanować, pomagałam jej jak mogłam i w pokoju, a także na stołówce (miałyśmy dwuosobowy stolik). Większość osób brała mnie za jej córkę, bo zawsze szłyśmy  na lub ze stołówki razem, powolutku, bo babinka opierała się na dwóch kulach. A pewnego dnia, wracam z zabiegu, a Ona wrzeszczy na mnie, że nie życzy sobie, abym szperała w jej szufladzie. Zrobiłam wielkie oczy, co ode mnie chce, a ta zaczęła mi udowadniać, że gdybym tego nie robiła, to dlaczego zginęła jej klamka, i Ona teraz nie może dostać się do swych rzeczy. Fakt, nie było tej obłej klameczki, pewnie wypadła, no to poszłam szukać salowej. Przyszła , nachylała się pod komodę, ale nic nie znalazła. Babinka w amoku, , salowa doradziła cichaczem, abym poszła po pielęgniarkę. Przyszły dwie, i zupełnie nie mogły zrozumieć, o co babince chodzi. Po godzinie tłumaczeń  i po jej wrzaskach, stanowczym głosem zażądały, aby się uspokoiła. Oczywiście doniesiono klameczkę. Spokój. Następnego dnia od rana, zaczęła mnie wyzywać od folksdojczów, bo przecież tylko tacy chodzą na skargi, a potem, po południu śmierdziałam jej Hitlerem, a przy kolacji, na stołówce zaczęła kopać mnie po nogach. No, to już było za dużo jak dla mnie. Poprosiłam kelnerkę o to, a bym mogła się przesiąść, a potem poszłam do recepcji, i poprosiłam o zmianę pokoju. Po ustaleniu z pielęgniarkami, co się zdarzyło, szefowa recepcji podała mi gdzie mam się zakwaterować i tym sposobem zmieniłam współlokatorkę. Jak się okazało, mieszka tam, gdzie mój Brat, czyli w Grajdołku, zatem poczułam się zaraz lepiej, i w dobrym humorze dotrwałam do końca turnusu. Tak sobie myślę, że nie chciałabym dożyć wieku, w którym kogoś wyzywam bezpodstawnie.

No, to lecę do moich dziergotek, na całe szczęście jeszcze czas, bo to dla Progenitury będzie! :-)))






piątek, 11 listopada 2022

DO SANATORIUM WYBYWAM!

Nie przypuszczałabym nigdy, że niby lekki upadek na "glebę" da mi tak popalić! Po dwóch dniach już było wiadomo, że coś jest nie teges, bo ręka spuchnięta, boli, a przede wszystkim nie chce normalnie funkcjonować. To znaczy, że mogę ją lekko tylko zgiąć, przy okazji ból się pojawia taki, że klękajcie narody, a już coś podnieść, na ten przykład - kubek z kawą, grzebień, czy zwykły długopis, to marzenie przysłowiowej ........ no, wiecie co!!!! A rączka prawa! Tom siedziała jak mysz pod miotłą, i tylko czytałam zaprzyjaźnione blogi, rzadko cokolwiek komentując, bo wiadomo, nie zawsze dało się radę! Teraz też nie jest tak łatwo, ale zębiska zaciskam, bo przecież dopiero na początku grudnia pojawię się tutaj! 

Zatem, w skrócie zapodam, co się u mnie działo! Ręką pobolewa, więc pewnie dzisiaj za dużo nie  skrobnę.

Po prawie trzech latach odwiedziła mnie moja Przyjaciółka Basia, ze swym Maćkiem! Bosz, jak ja się cieszyłam! To były 3 dni rozmów, wspomnień, śpiewania Okudżawy i nie tylko; spacerów, wspominek,  kawałów, walki z kretami, które były w trakcie pobytu Gości zadaniem numer 1 - ech !

A potem? Najważniejsze jest to, że udało mi się zaskoczyć Progeniturę, która nigdy nie podejrzewałaby mnie o to, że sama zrobię stroik na Grób Ślubnego. Ich mina - bezcenna! Za to obiad po wizycie na cmentarzu to masakra jakaś. Jak zwykle robiłam schab gotowany w mleku. Od lat! Nigdy nie było blamażu, a tymczasem się zacięło - mięso, które powinno być kruchutkie i rozpływać się dosłownie w gębie, było żylaste i nijak nie dawało się pogryźć! Zatem - skucha! Całe szczęście, że biesiadnicy rozumni, to jakoś wyszło się z twarzą. Ale też nie omieszkałam zajść do naszego "mięsnego", i przekazałam paniom to, co mi się wydarzyło. Na całe szczęście, nie było prychania, żadnych ansów, przyjęły wszystko na klatę, i mam nadzieję, że ktoś tam w tej masarni pomyśli zanim coś rzuci na rynek! Taki kawał schabu ( 2 kg) można zmielić i podać w innej postaci, a nie wciskać klientowi nie wiadomo co, które nafaszerowane było pewnie antybiotykami czy też inszą chemią! Prawdę mówiąc, to zdaję sobie sprawę, że to moje marzenie przysłowiowej ściętej głowy!

W między czasie chodziłam na basen, i chociaż myślałam, że będzie trudno pływać z jedną nogą nie do końca sprawną, to się udało, i znowu zaliczony plusik. A te plusiki lubię zbierać, bo przynajmniej mam nadzieję, że nawet jeśli rower nie wypali, to jednak wszystkie inne aktywności pozwalają mieć nadzieję, że kiedyś, coś - uda się do końca.  Na tą chwilę nie mam większych problemów ze schodzeniem ze schodów ( we własnym domu niestety, nie jest tak dobrze, bo schody są wyższe). Chodzę , no biegam prawie na kijkach - norma dzienna 5 km. Tańcowałam na zjeździe rodzinnym prawie 5 godzin, bez żadnych problemów, zatem mam prawo sądzić, że już po nowym roku wrócę na zumbę! No niestety, nadal nie mam pełnego zgięcia w prawym kolanie. Sesje z Fizjo są bolesne bardzo, ale jest jakaś nadzieją, bo za każdym razem udaje się poprawić skalę o dwa trzy punkty, co nie jest takie łatwe. Pojutrze  jadę do Wieńca Kujawskiego ( koło Włocławka) na dalszą część rehabilitacji. Poszpitalnej! Nie spodziewam się cudów! Ale może coś się zdarzy, jakiś cud na ten przykład!

A jutro? Wprawdzie już wszystko wyprane, porządki jakoś udało się uskutecznić, ale jeszcze mnie czeka wizyta u Szwagierki, bo kudełków na głowie już zbyt dużo, a ja przecież jestem zwyczajna robić za chłopczycę.  W beczkach na wodę trzeba zrobić rozeznanie, czy zostawiamy puste, czy dokładamy przedłużkę z rynny. Sąsiadce podrzucić kwiaty, niech podlewa raz w tygodniu w zamian za to, że ją woziłam za friko tu i tam. Muszę kupić zapas białej muliny, przecież nie będę wieczorami szła spać z kurami! Robótkować można zawsze i wszędzie! O, i kupić butki do kijków, bo biorę własne - nie mam zamiaru płacić 5 zeta za godzinę ich używania.








W niedzielę rzucam walizę do opelka, jadę po Synka, niech mnie zawiezie do Wieńca. Po trzech tygodniach odbierze być może lepszą mnie, niż teraz!

Serdeczności dla Wszystkich! Do napisania zaś!!!

poniedziałek, 24 października 2022

DZIAŁO SIĘ!

Nie można się nudzić, o nie! W ramach projektu "OSP dla seniorów" dzieje się naprawdę sporo. Trzy tygodnie temu, byliśmy w Wyłuszczarni Nasion w Klosnowie- jednej z większych w kraju. Poznaliśmy historię tego miejsca, a później zwiedziliśmy prawie cały obiekt. Jest on bardzo ciekawy architektonicznie, i zachowały się w nim ponad stuletnie urządzenia służące do wyłuszczania nasion z szyszek drzew leśnych. Wielokondygnacyjny budynek wybudowany został przez Niemców w 1913 roku. Jest to największy taki obiekt w Europie, o wydajności dobowej do sześciu ton łuszczonych szyszek. Niedaleko znajduje się też izba edukacyjna, oraz dwie wiaty z przeznaczeniem na ognisko. 

Wydawałoby się, że zalesianie to sprawa prosta. Wcześniej jednak należy uzyskać nasiona z pobliskich drzew, posortować i ocenić. Najlepsze z nich wracają na tereny skąd pochodzą, i powstaje nowy las.










W pobliżu znajduje się także Szkółka Leśna, jedna z większych w regionie.





Dwa tygodnie temu, gościliśmy funkcjonariuszy służby więziennej, którzy zaprezentowali swe umiejętności. Były nie tylko pokazy sprawności, ale także przykłady udzielania pomocy!

W ubiegłym tygodniu robiłyśmy stroiki. Wiadomo, niedługo Wszystkich Świętych. Po raz pierwszy zrobiłam i ja, nawet mi nieźle się udało. Ten pierwszy to akurat mój!






A prócz tego kijkowanie, i to niezależnie od pogody. Nigdy dosyć przyglądania się tafli jeziora. No i niespodzianka też była, bo udało mi się po raz pierwszy zrobić mini-sesję białej czapli!













Trochę pewnie chaotyczny ten wpis, ale co zrobić, skoro łamaga ze mnie. Otóż na prostej drodze się potknęłam, i chcąc uchronić kolano, nieźle stłukłam sobie przedramię. Taka łamaga ze mnie! :-))))