Wprost cudowni oboje!!!
Byli jak ogień i woda! Kochani przez wszystkich wnuków. A wnucząt było 7 sztuk: 4 nasze, 3 ciotczyne ( mego Taty Siostry). Był też taki, nie wiadomo jaki, o którym dopiero w dorosłym życiu, my , wszystkie wnuki dowiedzieliśmy się, co On za persona, i czemóż tak ważny. Ale to inna historia!
Dziadek - wysoki, szczupły, pełen werwy, ale surowy w obejściu. Głos miał zawsze donośny. Uwielbiał wódeczkę w małych ilościach, a zawsze, kiedy jechaliśmy do niego, już od progu pytał mego Tatę, "a ćwiarteczka jest?" Była zawsze. Bo nawet przez myśl mojemu Tacie nie przyszło, że mogłoby być inaczej. Swoją drogą, jak tak się zastanawiałam kiedyś, Dziadek nie żądał niczego więcej. Ta ćwiarteczka naszej polskiej wódki, przywieziona przez jedynego syna, który mu zwalał przy tym czworo wnuków, a na dodatek czyniła to samo jego Córka ( moja matka chrzestna- Taty starsza siostra) ze swoją trójką, zadawalało Go po stokroć i więcej!!!
Dziadek Walery, na pozór groźny, niby prosty, potrafił nas wprowadzać swymi opowieściamu z czasów II wojny światowej w taki nastrój,, że nie da się tego opowiedzieć, a Babcia mogła nas wołać na posiłek, i wołać, i wołać, a nikt się nie ruszał spod dziadkowych kolan, zafascynowany do imentu! A muszę jeszcze dodać, że Dziadek był jedynym mieszkańcem swego miasteczka, położonego na skraju Borów Tucholskich, który powrócił z Dachau.
We wszystkie ważne rocznice, ubierał się galancie, uczestniczył we wszystkich uroczystościach ZBOWID-owskich, prężąc się z biało-czerwoną szarfą na piersi, przed pomnikiem pomordowanych, lub trzymał wartę honorową koło obelisku, ku pamięci tych wszystkich, którzy z wojny nie wrócili. Dziadek hodował kozy!!! To na tamte odległe czasy była hucpa i wstyd! Jak można było? Toć to zwierzęta nieczyste, które tylko u Żydów i inszej biedoty były?! Ale Dziadek Walery był ponad to, ponad wyzwiska i szydrstwa sąsiadów. Miał jakąś taką nieprzepartą pewność, że kozy - to jest to!!! Jaka szkoda, że nie ma Go w dzisiejszych czasach. Byłby niekwiestionowanym autorytetem, hodując te sympatyczne zwierzęta. W każdym bądź razie, nawet gdy będąc u Dziadka musieliśmy paść kozy, nie było to dla nas uwłaczającym zajęciem, Właśnie dlatego, a może przede wszystkim, że Dziadek potrafił w nasze dziecięce głowu wpoić prawdy znane od wieków, szybko stały się one naszymi i uważaliśmy je za prawdy obsolutne!
Dziadek był cieślą, i tą ciesiółkę zaszczepił mojemu Tacie, który był nauczycielem, tak jak nasza Mama. A jak wiadomo nie od dzisiaj, nauczyciele byli zawsze słabo opłacani. Ale Tato potrafił robić proste meble, różne przedmioty przydatne w gospodarstwie domowym. A Mama z tego korzystała, bo jak mówiła moja druga Babcia ( Maria ) , do wyższych celów była stworzona, a nie do zwykłego życia! ;-)
My, wnuki, uwielbiałyśmy Dziadka Walerego - gospodarza. Kiedy mogliśmy, na specjalnej maszynie uczyliśmy się ciąć sieczkę z zielonego dla kaczek, robić mieszałkę dla gęsi, dusić żarełko dla świnek, na centryfudze odcedzać maślankę na masło. Byliśmy najszczęśliwszymi dzieciakami na świecie! Dziadek pokazywał nam wszystko! Jak się robi okarynę, kiedy należy sadzać do drewutni kury na jaja, czego należy wymagać od kogutków, jak obsługiwać maszynę do robienia brewionek, którymi paliło się w kuchni, albo jak się robi szczapki do rozpałki! A nas nic nie dziwiło, wszystko było niezmiernie ciekawe. I nawet nie pisnęliśmy, kiedy wbrew zakazom skakaliśmy na słomie dla kóz, za co byliśmy karani "pupowsrząsami"!
Lubiliśmy także, jak "od wielkiego dzwonu" Dziadek pokazywał nam stare, przedwojenne roczniki dwutygodnika "Mucha". Jakie to było ciekawe!!!!Dzisiejsze kolorowe dzienniko mogą się schować! Mogliśmy godzinamu sylabizować, ogladać, dyskutować nad zdjęciami, satyrą lub humorami. Dziadek nas kochał, a my mieliśmy za nic jego srogą minę, bo wiedzieliśmy, że zawsze nam przebaczy każdą psotę!
Babcia Stasia, zwana Babisią!
To była dziadkowa druga żona. Zawsze niby w cieniu pierwszej, zwłaszcza, że ciotka ( Taty siostra) to ciągle podkreślała. A była chodzącą Dobrocią, Miłością i Radością!
Pierwsza Babcia zmarła w czasie wojny, znamy ją tylko ze zdjęć, z których patrzy na nas srogo, bardzo poważna, wysoka pani. A Babisia nie miała własnych dzieci. Na dodatek, nasz Dziadek mocno ją doświadczył, kiedy krótko po powrocie z wojny, wdał się w romans z jej siostrą, a efektem tego był potomek płci męskiej, którego się rzeczona siostra Babisi wyparła, i nie było innego rozwiązania, jak wychowywanie tego dziecka przez oboje Dziadków! Aby było śmiesznie, to później swatano mnie z tym przyszywanym kuzynem - bratem, ale go nie chciałam! Takiego łysola! Na dodatek starszego o pięć lat? Za nic w świecie!!!!
Wbrew wszystkiemu, Babisia była ponad to! Szczuplutka, wiecznie ruchliwa, zawsze z uśmiechem na twarzy, Na głowie miała ułożone nad czołem 4 rurki z włosów, a z tyłu głowy , przewiązany aksamitką koczek z 6 rurek. Nikt nas nie wyobrażał sobie Babisi w innej fryzurze!
Babcia Stasia w ogóle nie bała się Dziadka Walerego. Chyba jak to się teraz mówi, owinęła go wokół palca, bo robił wszystko, co u zadała!
Babisia była bardzo pobożna. Zawsze powtarzala, że musi z nas ( czyli dzieci naszego partyjnego ojca) wyrzucić diabła! Gdy gościliśmy u Dziadków, każdego wieczora trzeba było uklęknąć na podłodze, na gołych kolanach, przed obrazami z sercem gorejącym Jezusa, i przed Dobrotliwą Matką Bożą! Dziadek z Babcią odprawiali różaniec, a potem dwie litanie, w zależności od tego, co to był za czas święty. I tak co dzień, to samo. Nie było zmiłuj się, że ktoś wstanie, że zajęczy bo kolana go bolą. Można było cały dzionek hałasować, biegać po miasteczku, po łąkach, po lesie, ale..... wieczór, to była świętość! Ta litania, ten różaniec, to skupienie nad modlitwą!
Babisia przeżyła Dziadka o 10 lat. Gdy miała 65 lat, kupiła sobie motorower. Całe miasteczko patrzyło z niedowierzeniem, a także z podziwem, jak nasza Babisia szalała motorkiem po ulicach!!! Byliśmy z niej niesamowicie dumni!
Ale radość szybko się skończyła, bo Babcia Stasia pewnego dnia jakoś tak źle upadła i złamała sobie miednicę. Wtedy zaczął się dla niej koniec. Dożywała swoich ostatnich dni leżąc, potem już nikogo nie poznawała, ale byla otoczona nasza miłością. Myślę sobie czasami, że gdyby miała swoje własne dzieci i wnuki, nie umiałyby chyba one tak Jej kochać, jak my! Była dla nas opoką, pocieszycielką, doradcą i ostateczna instancją w kwestiach karnych!
Czasem mam takie wrażenie, że moje zwariowania, ktore czasem mnie dopadają, są dalekim echem Babci Stasi - Babisi, która uwielbiała ludzi, lubiła muzykę, dobre towarzystwo i nade wszystko kochała życie!
Kochani! Niech nasze Babcie i Dziadkowie żyją z nami nawet wtedy, gdy już przeszli na "Drugą Stronę"!
Niech są zawsze w naszej wdzięcznej pamięci!
I pamiętajmy: też jesteśmy Babciami oraz Dziadkami naszych Wnucząt! Niech relacje z nimi będa dla nas najwyższym priorytetem !!!
Niech są zawsze w naszej wdzięcznej pamięci!
I pamiętajmy: też jesteśmy Babciami oraz Dziadkami naszych Wnucząt! Niech relacje z nimi będa dla nas najwyższym priorytetem !!!