Oczywiście, że dostałam "reise fieber" i prawie całą noc nie spałam, a nad ranem wzięłam się za szmaty i wypucowałam trzy duże okna ! A potem Synek-Muminek zawiózł mnie do szpitala na dalekich przedmieściach Bydgoszczy.
2. Przy wejściu w głąb szpitala - pierwsze czynności, czyli mierzenie temperatury, podpisanie kilku oświadczeń na tematy różne. Czekam. Po godzinie zawołano mnie do anestezjologa. Potwierdzenie stanu sprzed tygodnia, i nakaz natychmiastowego wzięcia leków, których rano nie połknęłam. Bom gapa! Jak nie miałam pić ani jeść przed zabiegiem, to nie mogłam przecież lekarstw zażyć. A ciśnienie poleciało mi do góry tak, jak jeszcze nigdy nie miałam. No, ale stres był przecież! Wzięłam, czekam. Po pół godzinie przyszedł mój lekarz - ortopeda, ponownie obejrzał to co w nodze nie działa, i dokładnie opowiedział, co będzie mi robił, Przy okazji zdziwił się, że wybrałam znieczulenie pełne, a nie od pasa, aby sobie pooglądać wszystko na monitorze. Ale ja tam takich atrakcji nie chciałam oglądać! To przekazał mnie pielęgniarce, aby mnie zawiozła na oddział! Odstawiła na piętro, przejęła mnie inna pielęgniarka i zaprowadziła do sali. Dwuosobowa, pełen wypas, a już łóżko to kosmiczne wręcz!!! I bez telewizora! Pacjent ma wypoczywać i być bez stresu, a nie nakręcać złe emocje płynące z czarnej skrzynki! Muszę powiedzieć, że ta koncepcja bardzo mi się podoba! Poleciła szybko poukładać swoje rzeczy w szafie, szafce podręcznej i łazience, a potem przebrać się w koszulę szpitalną, z flizeliny, granatową! Za chwilę podłączono mnie do kroplówki, podano jakąś tabletkę i zrobiono wkłucie do zastrzyków. Polecono zdjąć biżuterię i wyjąć ząbki. Za następną godzinę pojechano ze mną na salę zabiegową, przeniesiono na łoże boleści, ręce rozłożono na boki i czymś dociśnięto do nie wiem czego. Pamiętam jak doktor jeszcze raz mnie przywitał i ... obudziłam się za czas jakiś! Na zoperowanym kolanie był opatrunek, pod nim dren a na, leżała góra z lodowych okładów, i krtań była oporna przy przełykaniu, ale na drugi dzień już to przeszło. Boleć nic nie bolało, tylko trzeba było leżeć na wznak, co dla mnie jest katorgą ( mam lordozę ). No i kwestia toalety też stresująca, ale mus to mus! Wieczorem kolacja, całkiem smaczna i na świeżo robione jedzonko, a później wmuszono we mnie ketonal, chociaż się wzbraniałam, wszak poprzednia noc była niewyspana.Rano - po śniadaniu, przed zmianą opatrunku wyjęto mi z dren, i ćwiczyć już musiałam chodzenie przy kulach. W domu ćwiczyłam przed wyjazdem, więc szło sprawnie. No i nareszcie mogłam się umyć. Potem przyszedł mój lekarz, i poinformował o tym, co zrobił, i co będzie dalej! Otóż, łąkotka była tak uszkodzona, że nie było co naprawiać, więc została usunięta. Niestety, jest też zła wiadomość! Nie mam żadnej mazi stawowej, zatem zrobiono mi w kolanie dwie dziurki, do których
ma wpływać krew, aby z jej osocza zaczęło się tworzenie mazi. Jest to jedna z najświeższych metod immunologicznych, co później znalazłam w wielu artykułach w necie! No i jeszcze lekarz dodał, że jeśli tego nie robię, to mam zacząć się modlić, aby to się powiodło, bo inaczej czeka mnie szybka wymiana kolana na sztuczne!
Ustaliliśmy potem jeszcze godzinę wypisu i datę pierwszej konsultacji pooperacyjnej i to by było na tyle! Potem tylko, na ostatnim gwizdku załapałam się na obiad ( smaczne wszystko prócz ziemniaków) , ubrałam się i przyszła pielęgniarka aby mnie sprowadzić na parter do wyjścia. Wózka nie było, kuśtykałam pieszo!
3. Córka-Wiewiórka ze starszą Wnuczką tym razem mnie odwoziła do domu. Potem jak to zwykle bywa, trochę rozgardiaszu, bo trzeba było wszystko dograć, dopowiedzieć, ustalić co, kto i kiedy zanim w poniedziałek nie przyjedzie mój Brat, który będzie przez trzy tygodnie dla mnie tylko i dla pomocy, która mi jest potrzebna!
Pokrzątałam już się na moich wyżkach trochę, aby mieć wszystko co niezbędne pod ręką, umyłam się i siadłam na łóżku. Trzeba zmienić opatrunek. Zdejmuję spodnie i co widzę? Połowa opatrunku zakrwawiona. Delikatnie zdejmuję go, i wręcz apopleksji dostaję, bo szew puścił i rana się otworzyła. Niewielka, ale zawsze. Oglądając opatrunek doszłam do wniosku, że skoro krew nie jest czerwona, tylko brązowawa, a miejsce, w których usadowił się szew jest skrzepnięte, musiało to się zdarzyć jeszcze w szpitalu, albo przy wyjmowaniu drenu, albo przy zbyt długim przejściu o kulach, z oddziału do wyjścia. Położyłam nowy opatrunek, dzwonię do Córki, proszę o radę, za chwilę oddzwania, że jej koleżanka-pielęgniarka sugeruje udać się do pobliskiego szpitala - mam się ubrać, zaraz po mnie przyjedzie! Pojechałyśmy, Córka poszła do kowidowego namiotu po pomoc, a za chwilę wróciła z informacją, że sugerują od razu iść na SOR, który powinien stwierdzić, co dalej.
Dobra, podjeżdżamy pod SOR, dzwonię, przychodzi ratownik, Córka opowiada co się dzieje, bo ja to przecież kłębek nerwów jestem! Każą czekać, za chwilę jest odpowiedź, że mam jechać do tego szpitala, w którym był zabieg, bo nasz szpital mnie nie przyjmie!!!! Była prawie 21 godzina!!! Poprosiłam ratownika aby przekazał, że tylko chcę dostać się po poradę do ambulatorium chirurgicznego, które właśnie przy SOR istnieje. Poszedł, za chwilę wrócił z lekarką, która zachowywała się , no powiedzmy, dość niestandardowo, ale po ponownym powiedzeniu, co chcę uzyskać, łaskawie kazała przewieźć mnie na wózku pod gabinet. Mam poczekać, bo ona ma sprawę na zewnątrz! Dobra, ważnej jest, że jestem w środku, a to już nadzieja! Przyjęła mnie po niecałych 15 minutach, obejrzała kolano, stwierdziła, że jest w porządku wszystko, mam dwa razy dziennie zmieniać kompres i obserwować. Jeśli nie leci żadna zółtawa treść, jechać do szpitala, który mnie operował! Ufff! A na koniec przypomniałam sobie, że ta lekarka musiała cierpieć na zespół Touretta`a, bo tiki głowy i niesborne ruchy rąk na to wyraźnie wskazywały.
Na drugi dzień rano, dzwoniłam do mego lekarza prosząc o rozmowę, nie odbierał długo, a potem esemesował, iż będzie dzwonił za godzinę. Po kolejnych dwóch wysłałam mu sms-em trzy znaki zapytania. Zadzwonił natychmiast i pogadaliśmy o tym, co mi się zdarzyło. Jego koncepcja była taka: dostaję zastrzyki przeciwzakrzepowe, gdyż mam żylaki i pajączki, prawdopodobnie ciśnienie krwi rozrzedzonej krwi i płynów ustrojowych w kolanie spowodowało, że wypchnięty został szew! To się zdarza czasami, no i ja miałam to wątpliwe szczęście, że zdarzyło się mnie! Sic!!!
No i to by było na tyle. Za dwa tygodnie druga konsultacja pooporacyjna, pierwsza była wczoraj! Też nie obyła się bez zgrzytów, wprawdzie niewielkich, ale.... o tym w następnym wpisie!
Uf czytałam z zapartym tchem, jak powieść sensacyjną. Oby jak najmniej zgrzytów na przyszłość.. A za ten różany smakołyk nie wiadomo czy Cię wytargać czy gratulować mocy przerobowych 😉 Zdrówka życzę i ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńWszystko przez koronawirusa, i tylko nie wiadomo, czy się przyzwyczajać, czy nie!
UsuńNie bić i nie gratulować, bo zbiór za mały na gratulacje! ;-)
Dziękuję i Zdrowotności dla Was też życzę!
Przeżyć niemiara , dobrze,z edzieci masz obok...Trzymam kciuki aby wszystkos ie dobrze goiło.POzdawiam
OdpowiedzUsuńDzieci mam na zawołanie alarmowe, a Brata - na co dzień Go ściągnęłam!
UsuńDziękuję, zawsze się kciuki przydadzą!
Serdeczności ślę! :-)))
To atrakcji mialas na zapas, miejmy nadzieję że na tym koniec, czyli dalej będzie juz tylko dobrze.
OdpowiedzUsuńMam taką cichą nadzieję, że wszystko będzie dobrze! A jak nie, zacznę walczyć na nowo!
UsuńPozdrawiam !
Tyle stresu i niepewności miałaś po zabiegu... Takie czynności trzeba wykonać teraz zanim się wejdźcie na teren szpitala... przechodziłam to wiem.Dobrze, że masz rodzinę blisko i brat będzie z Tobą-super, zdrowia, wracaj do pełnej sprawności z nóżka.
OdpowiedzUsuńJak się prawie nie miało styczności ze szpitalną służbą zdrowia, to teraz dubelt! Najważniejsze, że nie jestem sama, to i z rekonwalescencją będzie dobrze!
UsuńMacham! :-)))
Cieszę się, że już po wszystkim i że wszystko jest w porządku. Uważaj na siebie i bądź bardzo ostrożna! Przytulasy! :)
OdpowiedzUsuńTeż zadowolona jestem, że to mam za sobą! I uważam bardzo, bardzo mocno!
UsuńPięknie dziękuję za przytulasy! ;-)
Witaj w domu i nie leć o kulach po dziki bez czy poziomki bo zdolna jesteś.Odpoczywaj i wypoczywaj.Bedzie dobrze.
OdpowiedzUsuńNo nie, taka wyrywna to ja nie jestem! Wiem, że w tym roku muszę odpuścić!
UsuńDziękuję za słowa otuchy bardzo serdecznie! :-)
Przeczytałam ciurkiem wszystko po kolei. U mnie się nie pokazało, że są nowe wpisy, więc przegapiłam. Dziś patrzę, a Ty juz po wszystkim. Opisałaś tak, że normalnie wszystko zobaczyłam przed oczami duszy mojej ;-) Wniosek jest następujący - oby jak najrzadziej musieć korzystać z pomocy służby zdrowia, co niestety jest nieosiągalne w pewnym wieku. A Ty nie wyrywaj się teraz do niczego i zdrowiej. Daj sobie na wstrzymanie, nie forsuj się, żebyś nie miała komplikacji. Mocno Cię przytulam i mnóstwo Ciepłego z Puchatym ślę :)))
OdpowiedzUsuńJuż u Ulki pisałam, że jestem niewyrywna! Na szczęście, jeszcze reszta rozumu mi w kosmos nie wystrzeliła . Mam komfort, bo jest Brat i robi wszystko, co trzeba i kiedy potrzeba. Dzieci też na bieżąco monitorują co u mnie i w razie draki, natychmiast przybywają z odsieczą!
UsuńDziękuję! Serdeczności ślę! :-)))
Tak trzymaj, przy okazji ciesz się obecnością Brata :)
UsuńBuziaki! anka
Trzymam się i śmiejemy się z Bratem, że oddaje mi opiekę nad nim, gdy on się urodził 9 lat po mnie!🙂
UsuńNo fakt, teraz się wyrównuje :))) Uściski!!!
UsuńNiewątpliwie masz rację!
Usuń🙂
Trzymam mocno kciuki żeby teraz-po tych wszystkich dodatkowych nieplanowanych 'atrakcjach'- było już dobrze i wszystko pięknie i szybko się wygoiło. Żebyś jak najszybciej mogła skakać, tańczyć i śmigać na rowerze:-)
OdpowiedzUsuńIdę dziś zebrać różę:-) Zrobię ją tak jak Ty. Myślisz, że mogę dodać ksylitol zamiast cukru?
Zdrówka i pogody ducha, Fuscilo!
Taniec to chyba będę na długo musiała odpuścić, ale najważniejsze chodzenie o kijkach i rower! Jak to będzie, to będzie wszystko!
UsuńNigdy nie używałam ksylitolu, ale myślę, że w przypadku
przecieru (muszą być równe części wagowe, czyli np.100g na 100 g) nie powinno to stanowić problemu. W makutrze ucierasz tak długo, aż płatki puszczą sok i będą bardzo mocno rozdrobnione! Na wierzch, na wszelki wypadek, możesz położyć kółeczko z pergaminu umoczone w niewielkiej ilości spirytusu salicylowego, który dostaniesz w aptece! Wieczko mocno zakręcić i słoiczek do lodówki!
Odpozdrawiam pięknie i Zdrowotności także życzę!
Dziękuję pięknie za wszystkie podpowiedzi:-) Ten patent ze spirytusem salicylowym-super!
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Ten patent jest od mego Taty. Wykorzystuję go także przy robieniu dżemów i konfitur!
UsuńMacham!🙂
Przypomniało mi się, że moja babcia coś robiła ze spirytusem. Chyba nalewała na wierzch słoiczka, podpalał i zakręcała. Ale mówię "chyba" - bo dokładnie nie pamiętam , tak mi się jak przez mgłę przypomina. anka
UsuńTeż to pamiętam! Babcia Stasia tak robiła! To chyba polegało na stworzeniu podciśnienia w słoiku, który potem otworzyć było bardzo trudno!
UsuńFuscilko, najważniejsze, że już jesteś po i teraz słuchaj lekarzy. Oszczędzaj staw, odpoczywaj. Dobrze, że brat wkrótce będzie się Tobą opiekował. Nie wiedziałam o tej nowej metodzie wytwarzania się mazi. Zdrówka życzę :)
OdpowiedzUsuńJestem grzeczną dziewczynką czasami! :-)))
UsuńWłaśnie dlatego, aby nie nadwyrężać kończyny, sprowadziłam Brata, który ma czas i chęci mną się zaopiekować. W końcu oddaje to, co ja kiedyś robiłam, bo go wychowywałam ( urodził się, gdy ja miałam 9 lat)
Też nie wiedziałam o tej metodzie, która przede wszystkim wykorzystuje właściwości immunologiczne organizmu!
Dziękuję, i Tobie też dużo zdrowia życzę! :-)))
Fusilko, teraz trzymam kciuki za szybki powrót do formy. Zdrowiej! :))
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, bardzo mocno, i pozdrawiam serdecznie!
UsuńJa przed wyjazdem do szpitala latałam wte i we wte, jakby się świat miał skończyć :D dużo zdrowia!
OdpowiedzUsuńNo, to odetchnęłam, że nie tylko mnie fiksacja czasami bierze! :-)
UsuńDziękuję i Tobie też zdrowia życzę, bo czasy takie, że nam wszystkim jest to potrzebne!
O, to zanim ja do czego i ogólnie, Ty juz po wszystkim :))
OdpowiedzUsuńOby teraz z górki lecialo.
A wiesz, dlatego nie jestem zwolenniczka ambulatoryjnego operowania.
A nie wiem! Podzielisz się swoją wiedzą mam nadzieję! 🙂
OdpowiedzUsuńDżizas! Prawie zeszłam na zawał czytając! Podziwiam Twoje nerwy, jak Ty to znioslas?! Nie cierpię chodzić do lekarzy, a myśl, że kiedyś będę musiała i może jeszcze tfuj tfuj jaki zabieg... Wprawia mnie to w przerażenie!:)
OdpowiedzUsuńUważaj proszę na siebie, bardzo. Chuchaj i dmuchaj na to kolanko,wszak rower sam jeździł nie będzie, potrzebuje kierowczyni:) mocno kibicuje w powrocie do zdrowia i sprawności.
Pozdrawiam serdecznie:)
Myślę, że to ten pandemiczny czas powoduje, iż wszystko staje na głowie!
OdpowiedzUsuńAle nie ma wyboru, zaciskam zęby, od pierwszego dnia robię gimnastykę nogi, od poniedziałku już mam fizjoterapeuta. Będzie dobrze! Musi!!!
Serdeczności!
Odpoczywaj i dbaj o swoje zdrówko.. nie szalej ale też korzystaj z piękna pogody chociaż te upłay potrafią dobić... Oby teraz poszło z życiem i ze wszystkim z górki :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo grzeczna! Naprawdę! A do wyboru w rekonwalescencji mam albo taras, albo chłodny pokój.
UsuńBardzo ciepło Cię pozdrawiam!
Grzeczna to pojęcie względne xD Uważaj, uważąj :)
UsuńA jak tam sezon na truskawki?:)
12 musów ok.150g w zamrażarce! 2 kg zjedzone z Brackim! 1 kg do lodów, a więcej "grzechów" nie pamiętam!!!🙂
UsuńSerdeczności!
Ale miałaś przeżycia.
OdpowiedzUsuńTo faktycznie musiałaś być zdrowa żeby to wszystko wytrzymać :-))
Zgodnie z zasadą, "aby chorować należy mieć końskie zdrowie " 😉
UsuńW obecnym czasie, jak nigdy, to się sprawdza co do joty.
Serdeczności ślę!
Dzięki wielkie za spotkanie Fusilko!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie było problemów na drodze, bo korki w kraju straszne!
UsuńNo i mam nadzieję, że nie będzie znowu trzeba cały rok czekać na ponowne spotkanie! :-))))
No to sobie przeżyłaś trochę przygód! :)
OdpowiedzUsuńTeraz się solidnie rehabilituj - i to raczej sama, bo rehabilitacja w czasach zarazy.... - szkoda gadać, wiem cuś o tym. Niestety - tej wiedzy doświadczam na samym sobie.
Dołączam się do wszystkich tutaj życzeń zdrowia - i jeszcze raz zdrowia!
Bywało gorzej. A rehabilitant do mnie będzie przychodził!
UsuńŻyczenia zabieram, zawsze się przydadzą!
Fusilko, śmiało mogłaś się zgodzić na znieczulenie od pasa.
OdpowiedzUsuńPrzecież i tak dostałaś premedykację, która powoduje sadację, więc i tak człowiek jest półprzytomny i właściwie podczas zabiegu przysypia.
Miałam dwa razy takie znieczulenie i nic nie pamiętam z operacji bo je przespałam. Przecuciłam się dopiero jak mnie przekładali ze stołu operacyjnego na wózek co by mnie przewieźć na salę pooperacyjną.
Zyskujesz to, ze nie boli cię krtań po intubacji.
Zdrówka życzę i żeby wszystko szło tak, jak powinno iść.
Nie ciekawam takich doświadczeń! A krtań stwarzała lekki dyskomfort bardzo krótko! Teraz lecę się dokształcać- dałaś mi zagwozdkę znajomością terminów medycznych!
UsuńSerdeczności cały worek posyłam i życzenia zdrowia!
Zdrowka, zdrowka i jeszcze raz zdrowka. A przygody ciekawe, oby coraz mniej takowych bywalo. Sciskam.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie!
OdpowiedzUsuńPrzygody mają to do siebie, że trudno przewidzieć jak się skończą! Akurat u mnie było ok!
Serdeczności ślę!
Wiesz, że zawsze myślami jestem z Tobą i posyłam pozytywne myśli. :)
OdpowiedzUsuńWszyscy trzymają kciuki i ja też... w przerwach między robótkami. :)
Zycie bez przygód pewnie byłoby nudne, ale najważniejsze, by to były bezpieczne przygody albo takie, które dobrze się kończą. :)
Pozdrawiam ciepło.
Pracowita Pszczółki! Dziękuję!
UsuńBardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam!
To dobrze, że już po i teraz już na pewno lepiej się czujesz. Dużo zdrowia i odpoczywaj, jak się da :) Ściskam Cię mocno!
OdpowiedzUsuńA ile cukru dałaś na te 10 dag płatków? Mam jeszcze trochę kwitnącej róży konfiturowej, może uskładam choć 10 dag i spróbuję? Pa.:)
OdpowiedzUsuńRehabilituję teraz kolano! I kuśtykam sobie po MBD powolutku, korzystając bezwstydnie z faktu, że mój najmłodszy z Braci robi za mojego pielęgniarkę!
UsuńZ płatkami zasadąa jest taka sama przy konfiturze i przecierze : ile gram płatków, tyle cukru!
Serdecznie pozdrawiam!
Dobrze że masz brata który może z Tobą być podczas rekonwalescencji, zawsze to raźniej we dwoje. Zdrowiej szybko bo lato,wakacje, może na dyskotekę ktoś zaprosi :))
OdpowiedzUsuńBrat zdaje egzamin super! Co to będzie,jak wróci do siebie? Aż strach się bać!!! 😉
OdpowiedzUsuńA z dyskotek już dawno zrezygnowałam!
Ty już pewnie lada moment na emeryturze będziesz, co?
Serdecznie pozdrawiam!
Za parę dni na resztki urlopu i do końca lipca zleci szybciutko.Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń