środa, 22 kwietnia 2020

JAK DOBRZE!

Od ostatniego weekendu nie mogłam sie doczekać, aby wsiąść na rower i pojechać do lasu!
Wiedziałam, że po tak długiej przerwie, nie mogę sobie pozwolić na zbyt forsowna jazdę, ale w końcu, co to jest 6 km w jedną stronę!  Bo oczywiście, zaraz w poniedziałek zaplanowałam sobie przejażdżkę!  Profilaktycznie zaaplikowałam sobie pół tabletki przeciwbólowej, i fruuu..... !


Usiadłam nad brzegiem, i byłam pełna szczęśliwości, że pogoda piekna, że woda taka czysta i spokojna, że to niebo takie niebieska, a obłoki jak baranki białe, że w ogóle, to mogłabym się stamtąd nie ruszać do wieczora!


Pojechałam potem jeszcze z 1,5 km do miejsca, w którym jest parking do wejścia na teren Parku Narodowego. Niestety, parking zamknięty, chociaż samo wejście jakby otwarte, ale ze znakiem zakazu wstępu. Zawróciłam, i pojechałam z powrotem, po drodze zatrzymując się niedaleko plaży, przy Ośrodku wczasowym. Na szczęście stał tam samochód PN, i dowiedziałam się, że sukcesywnie wszystko otwierają, tylko ludzi mało, to nie nadążają ze wszystkim! I super! Wróciłam do domku, i mając moc energii w sobie, zabrałam sie za porządki w domku gospodarczym. Wieczorem padłam!
I spałam całe 8 godzin, co jest nieprawdopodobne u mnie całkowicie! Co świeże powietrze robi z człowiekiem, i frajda z jazdy rowerem!!! :-))))
Dzisiaj zrobiłam sobie powtórkę z rozrywki. Tym razem kiedunek - Struga siedmiu jezior! Około10 km w jedną stronę, potem należy zostawić pojazd na pargingu, bo nie wolno rowerem przemieszczać sie po kładce dydaktycznej, prowadzącej przez teren wokół Kaczego oczka, do dębu Bartuś!




Kacze Oczko



Jezioro Płęsno


Dąb BARTUŚ -  jest to najbardziej znane i zarazem najstarsze drzewo pomnikowe Parku. Jego wiek szacuje się na około 600 lat. Ma wysokość około 26m i 6,7m obwodu. Wewnątrz pnia występuje obszerna dziura, a korona jest mocno zredukowana. Drzewo rośnie w miejscu dość wilgotnym, a mianowicie obok malowniczej Strugi siedmiu jezior, wypływającej  blisko obok niego z Jeziora Płęsno. Dlatego pień i konary porasta w wielu miejscach gruby kożuch mchu!


Struga siedmiu jezior ( Ostrowite, Zielone, Jeleń, Bełczak, Główka, Płęsno, Skrzynka, Mielnica).

W drodze powrotnej zatrzymałam się jeszcze przy krzyżu napoelońskim'


A na koniec musiałam jeszcze zatrzymać się przy miejscu wypoczynku, którego w ubiegłym roku jeszcze nie było. Wprawdzie wielokrotnie czytałam w regionalnej prasie o lesnych pszczelarzach, ale dopiero teraz jest okazja o tym przekonać się z pierwszej jakby ręki!




A po południu udało mi się jeszcze zrobić oprysk moich bukszpanów, bo jednak po zimie, to coś, co je w ubiegłym roku dopadło, nadal ma sie dobrze. A tego my nielubimy, oj nie!
Jutro skoro świt na mniszka trzeba pojechać, bo już kwitnie w całej okazałości! :-))))












środa, 15 kwietnia 2020

I PO!





Przespałam połowę pierwszego dnia Świąt!
Po prostu!
Prawdopodobnie dlatego, że zachciało mi się w sobotę gruntownie sprzątać mój domeczek. Bo miałam takie wewnętrzne przekonanie, że te dwa ostatnie tygodnie, to takie niekoniecznie dokładne w tym względzie były.
A wiadomo, jak się sprząta, to się nachodzi i nabiega. Gdy do tego jeszcze ma się schody - niby tylko 14, ale jednak - to podwójna bieganina.
No i w środku nocy zastrajkowało mi moje kolano! Ból niemożebny był, to zaserwowałam sobie całą tabletkę przeciwbólową, a efekt tego wiadomy. Rano około 10-tej dzwonił Synek-Muminek, czy zasiadamy do śniadania wielkanocnego przy skype. Dostał ochrzan, że mnie budzi i poszłam dalej w "kimono." Obudziłam się późnym popołudniem, i tym sposobem śniadanie wielkanocne zjadłam na kolację. Ale rozrywkę sobie zaliczyłam, a jakże -  na kanale plus : "Czarny mercedes" i "Boże Ciało".
Drugi dzień na leniwca, tylko książki, bo strasznie wiało. Jedynie pod wieczór, gdy wiatr trochę odpuścił, pospacerowałam sobie nie  na promenadzie, ale po opłotkach; jednocześnie prowadząc rozmowę z blogową Koleżanką Warszawską! Potem zamiast kolacji pochłonęłam moją 1/3 mazurka, który jest obowiązkoro dzielony miedzy mnie i Progeniturę.



Mazurek ten, mego autorskiego pomysłu, jest okropnie słodki, ale właśnie w takiej postaci go uwielbiamy od lat. Widocznie czasowo musiałam czymś zastąpić smak gorzkiej czekolady! 
I było po Świętach!

Wczoraj musiałam jechać na pocztę. Przyszło awizo już w sobotę, że jakaś paczka jest. Pewnie listonoszowi sie nie chciało iść do mnie, to zostawił kwitek w skrzynce, którą każdy z mieszkańców ma na wylocie uliczki. Tak się złożyło, że pojechałam około 10-tej, i po raz pierwszy miałam okazję skorzystać z opcji dla seniorów. Śmiesznie było! Wylegitymowano  pania przede mną, i mnie - , bo uważano, że nam się nie należy - za dobrze wyglądamy. Co się naśmiałam i ta Pani też, to nasze, gdy cerber zrobił głupią minę!
Ale za to niespodziewajkę miałam piekną!



Kiedyś pisałam, że MBD powstał z pieniążków, które zarobiłam w ciągu kilku lat pracy w Niemczech. Do tej pory mam kontakt z kilkoma niemieckimi rodzinami, których rodzicami się opiekowałam. Paczka była z Oldenburga, od Helgi i Herbiego. Zdziwiona byłam, bo owszem, nie po raz pierwszy dostaje od nich paczkę na Święta, ale dotychczas tylko na Gwiazdkowe. Ta była po raz pierwszy na Wielkanoc.
Zawsze mnie zadziwia, jak wysyłanie dwa razy w roku okolicznościowych kartek świątecznych, z kilkoma szydełkowymi drobiazgami, jest przez nich odbierane!
Ale to jednak miłe, że przez tyle lat ( już 6 ) jest taki kontakt!
A od wczoraj zajmuje mnie tyndalizacja. Starsze gospodynie domowe znają ten zwrot, a dla młodszych to informacja, jak nie wyrzucać mięs i zup, gdy sie je wyprodukowało w nadmiarze i nie zostały zjedzone.
Wkłada sie jedzonko do  wysokości 3/4 do słoika, zakręca, a słoiki pakuje sie do gara z zimna wodą, i  gotuje.W pierwszy dzień  gotujemy słoiki przez godzinę, w drugi- przez pół godziny, a na trzeci - przez kwadras. To wszystko obowiazkowo z przerwą 24 godziny za każdym razem. Po tych trzech dniach, i wystygnięciu, można słoiki włożyć do spiżarni!
I to na tyle! :-))))
Miłego po Świętach!

czwartek, 9 kwietnia 2020

ŻYCZENIA NA WIELKANOC !!!

Rzeżusze -watki, owcom - baranków,
Pietruszce - natki, Skowronkom - ranków,
Pisankom - pasków, pisklętom pisków,
Zającom - lasków, indeksom - zysków,
Marzannom - zgonu, jajkom - świeżości,
Baziom - wazonu, 
A nam Radości!
I ZDROWIA!





Na Wielkanoc życzę Wam – czasu na zadumę, spokoju i obecności tych, którzy są dla Was najważniejsi. Życzę Wam dobrych chwil przy świątecznym, stole, nadziei w sercu i wiosny (także za oknem), która rozwieje smutki, przyniesie optymizm i siłę na następne miesiące.

Świąt zielonych od nadziei, która nawet gdy umiera, to rodzi się na nowo. Zawsze. Co roku! Alleluja!

wtorek, 7 kwietnia 2020

POWOLUTKU, POMALUTKU!

Od połowy stycznie prawie zabrałam się do dziergotek wielkanocnych. Nie spiesząc się bynajmniej wcale, bo wolniutko przybywały, znaczy się - po jednemu! W międzyczasie zawsze coś tam innego wpadło w rękę lub do zrobienia!  Wpierw szykowałam wszystko na kartki, których w tym roku zdążyłam wysłać 26. Z tego 13 za granicę, z których zwrot był tylko z Irlandii, gdyż pieczątka na kopercie zawiadamiała, że odwołano loty. Kilka, najbardziej roboczo trudnych  już nie zdążyłam, bo koronowirus i nie wiadomo, co na poczcie się może zdarzyć. To zabrałam się za produkcję dla Progenitury. Też wolniutko! Ale już przedwczorajszą niedzielę miałam całkowicie wolną. No!
A to przykłady moich wypocin! ;-)))





Mam komfort w spacerowaniu, którego póki co nasza "władzuchna " jeszcze nie zakazała.  Mieszkam  niedaleko nadjeziornej promenady, która po mniej więcej pięciuset metrach się kończy. Jeszcze w ubiegłym tygodniu chodziłam sobie wieczorami, ale w tym uznałam, że skoro ludzi nie widać, to mogę w biały dzień też.





Pierwsze, co mi sie rzuciło w oczy, to świeżo zcięte drzewo. Komuś chyba sie to nie spodobało, mnie zresztą też nie, bo widać, że było zdrowe. Ludzie naprawdę nie mają rozumu! Przyjeżdżają tylko  na 3-4 miesiące w roku, i muszą wszystko mieć na "patelni"! 
A dzisiaj podreptałam na sam koniec promenady i nacięłam gałązek wierzbowych i jeszcze trochę nierozkwitłych baziek, które rosły sobie w cieniu.
I mam już dekorację przy wejściu!



I trochę okiennie zaszalałam. Tylko cztery, najmniejsze wyczyściłam. Nie lubię się przemęczać, to trzy największe zostawiam sobie na jutro. A potem cała robota na Święta, to ogarnąć domek i zrobić mazurek, aby Progenitura też mogła skosztować. Świętować będziemy skypowo! Muszę tylko jeszcze sprawdzić, czy mój skype działa, bo już dawno nie używany był!

Trzymajcie się Wszyscy! Zwłaszcza w Zdrowiu!

czwartek, 2 kwietnia 2020

JAK SIĘ NIE NAROBIĆ?

Lenistwo mnie ogarnęło względem pitraszenia!
Najlepiej żyłabym na samych zupach, ale...... czasami chciałoby się coś takiego sobie przygotować, aby jednocześnie długo w kuchni nie siedzieć!
Dlatego kupuję ciasto francuskie, którego kilka sztuk mam zawsze w lodówce i zamrażalniku!
Uwielbiam z tego ciasta roladę szpinakową, i różne pierożki z farszami, jakie tylko wpadna. do głowy! Zresztą możliwości jest całe mnóstwo.
U mnie pierwsze skrzypce graja pizzerinki. Tak to nazwałam, bo tak mi pasowało. Pracy 10 minut, 25-30 minut w piekarniku, i już gotowe! Na słono przede wszystkim, ale na słodko też, jak najbardziej!
Moja Progenitura za tym przepadała zawsze, kilku  Koleżankom z mniejszymi Wnukami też sprzedałam ten pomysł, i wszyscy byli zadowoleni!
Należy zatem kupić takie ciasto w jakimkolwiek markiecie. Potem wyjąć z celofanu i pergaminu, oraz rozłożyć na blacie stołu lub stolnicy. Z każdego płatu wychodzi 6 sztuk pizzerinek!
A robię to tak: teraz będzie lekcja poglądowa! ;-)))))

1. Płat ciasta pokroić na 6 kwadratów. Każdy kwadrat ponacinać na przeciwległych brzegach jak niżej



2.  Przełożyć nacięte odcinki z lewa na prawo 


3. Tak samo przełożyć nacięcia z prawa na lewo, aby uzyskać kształt, jak poniżej



4. Środek każdej pizzerinki ponakłuwać widelcem


5. Na każdą część nakłutą położyć to, na co ma się ochotę. Ja dałam plasterek kiełbasy krakowskiej, a na to pomidorek koktailowy


6. Rozbełtać w małej miseczce jajko, i każdy brzeg nim posmarować


Wszystko umieścić na blasze wyłożonej papierem do pieczenia


7. Na kawałki  z kiełbaską i pomidorkiem, położyłam plasterek serka hochland, a na  pozostałe - parę plasterków mango, które mi zostało ze śniadania


8. Piec w pikarniku nagrzanym do 180 st.C przez 25-30 min. Blacha powinna byc na najniższym poziomie, jeśli jest ser. Bo lubi się przypalać!


 9. Wersja pikanta jest z keczupem


10. Wersja na słodko jest posypana cukrem pudrem ! W tym wydaniu przetestowałam wszystkie chyba owoce. Każde sie nadają!



SMACZNEGO!