Chciałam aby coś się działo! To miałam! Na własne życzenie oczywiście!
Bo po tygodniu pobytu na odtruwaniu lekowym, Sąsiadka poprosiła o odebranie jej skoro świt, gdyż po dwóch-trzech godzinach musi do kliniki poznańskiej się udać na terapię! Całe szczęście, miała nagrany dowóz przez swą Psiapsiółkę! Wstałam o godz. 5.00, o 5.30 wsiadłam do mej corsy i o 6.10 odebrałam Sąsiadkę z pobliskiego szpitala. Potem jeszcze wypiłyśmy kawę, policzyliśmy forsę, którą mam się zaopiekować, zapisałam co, i ile jest w szkatułce z biżuterią ( brylanty, perły i insze precjoza), i...... pożegnałyśmy się. Na trzeci dzień dzwoni i pyta o me samopoczucie, bo Ona ma chyba wirusa, a i jej Psiapsiółka też się źle czuję! I Ona wraca na własne śmieci, na kwarantannę! Noż jasna i jaśnista z ogonkiem!!!! Ja nie wiem, dlaczego w klinice jej nie zrobili testu, dlaczego ją wypuścili "bez nic", dogadać się nie szło! Co było robić, zawiadomiłam Progeniturę, że idę na izolację, i tyle! Następnego dnia w środku nocy zawiadomiła, że jedzie do szpitala. Za niedługi czas zerknęłam przez okno, zobaczyłam "kosmonautę" i byłam przekonana, że ją zabrali, i chociaż nie od strony naszej, ale pewnie od strony jeziora. A na drugi dzień widzę, że ktoś jej beemwicą jedzie! Za chwilę wraca, i znowu po godzinie jedzie. Ki diabeł, sobie myślę, ale nawet mi do głowy nie przyszło, że sąsiadka nie dała się zawieźć do szpitala, przyjęła tylko leki i siedzi teraz na kwarantannie. Gdyby nie zawiadomiła mnie o tym fakcie po kolejnym dniu, to nadal przekonywałabym niektóre pańcie twierdzące, że Ona uciekła ze szpitala, bo to nieprawda! A potem zaczęłam kombinować! Skoro ktoś ją zaraził, to jedynie dzień przed tym, co ją odbierałam. Bo do zarażenia mnie miała 3 dni, a to był prawdopodobnie dzień drugi. Dlatego ja byłam zdrowa, a jej Psiapsiółka się nie uchroniła przed wirusem. Sąsiadka zatem siedzi w domu, wypoczywa, bo jednak nawet po minięciu kwarantanny nie jest się zupełnie zdrowa. Wręcz przeciwnie, niemoc człeka ogarnia okrutna! Rzadko jadę do miasta po zakupy, ale jeśli trzeba, to jej też robię, bo jak to zwykle bywa: "przyjaciół poznaje się w biedzie". Jestem ostrożna! Dzwonię do niej, Ona otwiera bramę tylko na metr, wchodzę, zostawiam zakupy przed drzwiami, i tyle!
W międzyczasie Synek-Muminek zawiadomił, że chyba ma "koronę"! Już prawie chciałam się wyładować, że to pewnie przez to, iż Synowa jest przeciwmaseczkowa, i do tego jeszcze buntuję "Młodą", ale ugryzłam się w język! 5 dni trwało, zanim uzyskał Teleporadę! Na całe szczęście to był dubelt: zapalenie gardła i zapalenie zatok! Niestety, po 4 dniach brania antybiotyku, poprawy nie ma. Dobrze jedynie, że gorączka była jeden dzień! A dzisiaj w czasie rozmowy, gdy usłyszałam, że nadal go to trzyma, ale zapomniał, jaki lek stosował w ubiegłym roku na tą samą przypadłość, zapytałam, czy korzysta z e-recept! No i po nitce do kłębka doszedł do własnego miejsca na e-pacjent, i znalazł nazwę leku. Zaraz się zobowiązałam, że sobie też na tym portalu zrobię profil zaufany, aby w razie draki ( pamięć jest zawodna) być przygotowanym zawsze!
Co u mnie? U mnie króluje zapalenie nerwu kulszowego! Bo przecież spokojnie ze mną być nie może, skoro pół wieku obywałam się bez choróbsk, nie było u mnie żadnych leków, a teraz ? Po prostu - "NALEŻY MI SIĘ!" Udało mi się dostać do kolejki u najlepszego masażysty w pobliskim mieście! Pierwsza wizyta trwająca 45 minut, to hardkor! Bolało, jak wszyscy diabli! Poza tym, nie rozumiałam dlaczego masowana jestem od stóp do głów! Ale nie dziwota, że ja zupełnie nie kojarzyłam, o co "kaman", skoro nigdy takim doświadczeniom poddawana nie byłam! W każdym bądź razie mam leżeć, albo chodzić! Skoro z chodzeniem kłopoty, to zorientować się, jaka długość spacerowania jest mi bliska, i podzielić przez trzy, aby wiedzieć na ile mogę sobie pozwolić! Zabronione siedzenie, a rower to tylko stacjonarny, z pozycją wyprostowanego tułowia, aby się nie nachylać! No i odpowiednie ćwiczenia! Nie byłoby kłopotu, gdyby nie to leżenie. Dlatego teraz mnie mało na blogach, bo po prostu w takiej pozycji nie za bardzo można pisać! Ale czytam, i jestem jakby na bieżąco ze wszystkim co się u Was moi Mili dzieje! O robótkach to już w ogóle można pomarzyć, dlatego już dzisiaj wszystkie moje Blogoulubione, do których wysyłałam kartki świąteczne, przepraszam! W tym roku kartek nie będzie! Jedynie mail lub sms! U mnie, na wsi, poczty nie ma! A jeździć do miasta w kolejki pocztowe nie bardzo mi się uśmiecha!
Dla lepszego samopoczucia zdjęcia sprzed tygodnia, gdy jeszcze jeździłam na rowerze, lub robiłam sobie wieczorne przechadzki!