Na początku lutego zaczęłam dziergoty świateczne i dopiero dzisiaj, tak w zasadzie jej skończyłam. Tych stolicznych, co zrobiłam na gościnie nie liczę, bo nawet nie wypada. Za to zawieszki jajcowe nijak mi nie chciały schodzić z rąk, ale jakoś dotrwałam do końca.
Teraz tylko porozdzielać na karteczki z życzeniami światecznymi, zapakować w kopertki i wysłać w świat.
Po drodze tych udziergów jeszcze były przerywniki, bo zawsze ktoś ma imieniny lub urodziny, albo znienacka dostaje się wiadomość o czyimś przyjeździe po drodze, i wtedy robi sie zupełnie co innego, co było zaplanowane.
Na ten przykład takie jajeczka, co zebrała ze sobą do Dojczlandii, przejeżdżająca Waryjatka moja kochana!
I te nieszczęsne okna czekają! Tyle tylko, że strasznie wieje, co rusz a to deszcz, a to grad, a to śnieg. Do tego pyli znad lasu co się da! Najgorsza robota jeszcze czeka, czyli trawniki. Niby nie ma ich dużo, ale "filcu" tyle, że strach się bać. Kilka dni zejdzie, zanim się z tym uporam. No, ale mus, to mus!